piątek, 8 listopada 2024

10. Wyznane winy

Zatrzymałem samochód z piskiem opon i wyskoczyłem na przejście dla pieszych przy ul. Lechickiej w Warszawie. Czułem się ogłuszony, otumaniony i kiedy ręka przechodnia wyślizgnęła mi się z dłoni, zacząłem słyszeć klaksony samochodów na ulicy, którą za torowałem. Son Suck-Chin nie był nawet na tym samym kontynencie. Ekspresja twarzy mężczyzny którego zatrzymałem i tym razem wyrażała zaskoczenie i złość zmieszaną ze strachem. W ich oczach byłem szalony. I muszę przyznać, że tak się właśnie czułem. Byłem zakochanym głupcem, który cierpiał. Kiedy wracałem do samochodu, żeby odjechać czułem jak obraz powoli mi się rozmazuje przez wzbierające łzy. Zajechałem kawałek dalej parkując moją niebieską strzałę na ulicy. Oparłem głowę o kierownicę i łkałem, a łzy spływały mi na uda znikając w lnianym czarnym materiale spodni. Serce tłukło mi się o klatkę piersiową boleśnie. Nie mogę już dłużej wytrzymać tego okrutnego szaleństwa. 

Po godzinie siedzenia w samochodzie zadzwoniłem do Ji-seo. Kiedy przyjechała po rozmowie z nią i uścisku jakim mnie obdarzyła byłem w stanie wyjść i zrobić zakupy na wietnamskim targowisku w tej okolicy. Jako nastolatek przychodziłem tu prawie codziennie. Nie dało się tu kiedyś zjeść koreańskiego jedzenia, ale widziałem ostatnio, że uległo to zmianie. Od czasu kiedy kuchnia koreańska w Polsce zrobiła się popularna dzięki kpopowi1

- Oppa, co się dzieje? Czemu przyjechałeś do Polski? Mieliście wydawać nową płytę w tym miesiącu, wiem że w takim momencie nie ma szans, żeby wytwórnia puściła cię na wycieczkę. Wiem, że jestem twoją małą siostrzyczką i zawsze będziesz mnie bronił, ale jestem już dorosła, też chcę cię wspierać. Powiedz mi prawdę. - Zacisnąłem mocniej dłoń na uszku od filiżanki herbaty. Musiałem z nią porozmawiać. Chciałem, żeby wiedziała. Była najbliższą mi osobą w życiu. Ale tak bardzo wstydziłem się wszystkiego przez co przyjechałem do Polski. 

- Ji-seo ja.. - Zawahałem się kiedy zadrżał mi głos. - Zrobiłem coś głupiego. 

Popatrzyła się na mnie wyczekująco, ale nie ponaglając mnie. Patrzyłem w jej ciepłe brązowe oczy i zbierałem się, żeby nie rozpłakać się w miejscu publicznym. Siedzieliśmy w kawiarni połączonej z targowiskiem, popijając pierwsze ciepłe napoje tego późnego lata, które dzisiaj było tak ciepłe jak piętnaście stopni na termometrze za oknem.

- Zakochałem się. - Jej twarz się rozchmurzyła jak tylko to usłyszała.

- Oppa no to cudownie! Myślałam, że kogoś zabiłeś albo zrobiłeś jakiś straszny skandal! - Jej radość aż kipiała. Musiała mocno się martwić cały ten czas. Nie miałem serca niszczyć jej poprawionego nastroju. 

- Powiedz mi kto to taki, znam ją? To jakaś sławna aktorka, albo piosenkarka? Jest Koreanką?

- Ji-seo, jakby ci to powiedzieć..- Przełknąłem kawę żeby przepchnąć gulę w gardle którą poczułem z nerwów. 

- To mój kumpel z zespołu. - Po tych słowach jej entuzjazm i uśmiech zniknął. A ja nastawiałem się mentalnie na rozczarowanie w jej słowach, czynach i tego wszystkiego co dostałem od mojego zespołu, Son Suck-Chin'a, managera, wytwórni, fanów i brukowców, a nawet kąśliwych uwag paparazzi. Zacisnąłem dłonie w pięści, czując jak zaczynam czuć chęć na wymioty. 

- Przepraszam na chwilę. - Wyszedłem zamaszystym krokiem do łazienki, gdzie najciszej jak się dało zwracałem wszystko co miałem w żołądku. 

*
Wyszedłem z łazienki i poprosiłem o rachunek. Drobna baristka poinformowała mnie jednak, że został już uiszczony przez młodą kobietę która niedawno wyszła. Zerknąłem w stronę stolika, przy którym nikogo nie było. 

*

Wróciłem do mieszkania czując jakbym miał zaraz umrzeć. Nikt do mnie nie dzwonił, nikt nie zaczepiał. Miałem założone okulary przeciwsłoneczne przez całą czas od zwidów na przejściu, starając się ukryć moje czerwone białka. Zdecydowanie za dużo dzisiaj ryczałem. Kiedy tylko otworzyłem drzwi usłyszałem włączony telewizor. Przestraszony chwyciłem parasol z korytarza. 

- Cholera Ji-seo! - Podskoczyłem widząc siostrę. Siedziała na kanapie rozpłakana. 

- Oppa jak mogłeś mi nic nie powiedzieć! - Zerknąłem na ekran telewizora, gdzie pokazywali skandaliczne zdjęcia z moją twarzą. Na ekranie laptopa miała pootwierane karty z plotkarskimi portalami wszystkimi trąbiącymi o Hanie Jin-Hoonie.

- Tak, taka jest prawda Han Jin-Hoon jest skończony. - Czułem, że zacząłem się trząść, a cała trauma którą jakimś cudem zatrzymałem w samolocie powróciła. Moja gra aktorska przed sobą, że wszystko jest okej rozsypała się w pył. Ja się rozsypałem w pył. Oparłem się o ścianę i zsunąłem po niej w dół, ukrywając twarz w dłoniach. 

- To ja jestem tym pierdolonym perwerem i zboczeńcem. 

- O czym ty mówisz.. Oppa całowałeś się ze swoim kolegą z zespołu po pijaku. Nic się nie stało. - Coś we mnie pękło jak tylko to usłyszałem.

- Nic się nie stało? - Krzyknąłem cały we łzach, gryząc usta do krwi. Dygotałem cały i czułem jak brakuje mi powietrza. Serce tłukło się boleśnie o żebra. Hiperwentylacja, pot i powolne odcięcie.

Ten atak paniki przeżyłem obok mojej młodszej siostry. Kiedy w końcu odzyskałem świadomość tego co się wokół mnie dzieje, siedziała wtulona we mnie. 

- Oppa co to było? - Zapytała zatroskana, głaszcząc mnie po plecach.

- Nie wiem, chyba atak...paniki. - Wyłkałem. 

Po kolejnych 40 minutach byłem już w stanie wstać i z nią porozmawiać. Czułem się fizycznie wyczerpany. Siostra siedziała obok mnie na łóżku wtulona we mnie. Nie naciskała na rozmowę, ale po tym wsparciu jakie mi okazała, chciałem jej wszystko wyjaśnić. Jako jedyna stała po mojej stronie barykady. Nie odrzuciła tylko przytulała po tym jak dowiedziała się prawdy.

- Pamiętasz tego faceta o którym Ci mówiłem? 

- Tego z którym się przespałeś w tym mieszkaniu parę dni temu? 

Westchnąłem.. - Tak tego, aczkolwiek nie wiem co się stało. Obudziłem się z nim w łóżku nago. Nie wiem co to znaczy, ale się domyślam. Myślałem, że jestem hetero. Zawsze spotykałem się z dziewczynami. Ale ten czas w Korei, kiedy jako traine, a później idole byliśmy odcięci od wszystkiego.. Son Suck Chin zadurzyłem się w nim. Wytwórnia nie pozwalała nam na randkowanie wiesz jak jest. Ciągłe próby, ćwiczenia, występy.. Presja bycia idolem jest wyniszczająca. Przez ostatni rok spałem po cztery godziny dziennie. Te zdjęcia i video to był pierwszy raz kiedy skończyliśmy trasę koncertową, nagrania do nowej płyty, wszystkie visualowe rzeczy i manager pozwolił nam na jeden wolny wieczór gdzie nie liczył nam kalorii, nie pilnował i mogliśmy się zrelaksować i wyjść. Pojechaliśmy do tego znanego klubu Burning Sun3, gdzie przychodzą sami celebryci. Upiliśmy się jak świnie. Był cały zespół, jakieś dziewczyny i nie wiem upadłem razem z Suck Chin'em na kanapę, bo nie mogłem już ustać na nogach i już samo jakoś poszło. Pocałowałem go i nie mogłem przestać. Któraś z dziewczyn musiała to sfilmować, wyciekło do netu i nienawidzą mnie absolutnie wszyscy. - Umilkłem na chwilę biorąc głębszy oddech. Łzy na nowo popłynęły. 

- Nienawidzą mnie fanki, dziennikarze i wytwórnia, menager. Ale najgorsze jest to, że nienawidzi mnie Suck Chin. 

- Rodzice nie mogą się o tym dowiedzieć. Jin, mama nie może się dowiedzieć. Już coś podejrzewa jak się dowiedziała że nic im nie mówiąc przyjechałeś. Wystarczy wpisać twoje imię i nazwisko w googla. To wszystko tam jest. 

- Wiem, widziałem. Dlatego uciekłem. Nie mogłem tego znieść. Zniszczyłem wszystko na co tak długo pracowałem. Sześć lat jako traine2, później cztery lata w zespole w ciągłej trasie. Moje uczucia, ja na prawdę go kocham. To nie jest fizyczne. Wiesz kiedy mu smutno, czuje się okropnie. A kiedy się uśmiecha cały aż szaleję z radości. Chcę być ciągle przy nim, wspierać go i dzielić z nim nasze sukcesy. A teraz już nigdy więcej go nie zobaczę. Odkąd to się stało.. widzę go na ulicach. Mam omamy, że to on gdzieś jakiś przechodni, że to on. 

- Oppa, musisz wrócić i posprzątać ten bałagan. Ucieczka to nie jest wyjście. Jak ty sobie to wyobrażasz. Co na to manager i wytwórnia? 

- Nie wiem. Nie mam włączonego telefonu. Używam tylko polskiej karty. Zablokowałem wszystkie moje konta społecznościowe. 

- Musimy zatrudnić prawnika, nie możemy tak tego zostawić. Twoja wytwórnia nie opublikowała żadnego statementu jeszcze. Może coś uda się z tym zrobić. Przecież macie kontrakt. 

- Jak ty sobie to wyobrażasz? Son Suck Chin strzelił mnie w ryj jak tylko przestałem go całować. Chłopaki z zespołu mi tego nie wybaczą. Jestem w ich oczach, obrzydliwym zboczeńcem, który widział ich nago pod prysznicem po próbach układów które ćwiczyliśmy codziennie. Jestem obrzydliwym gejem teraz. Gdzie ja nawet nie wiem czy jestem gejem. 

- Musisz spróbować. Mój brat nie jest tchórzem! I nie ucieka od odpowiedzialności. Wiem, że to trudne ale poradzisz sobie. Jestem z tobą. 

- Koreańczycy to nie amerykanie, nie wybaczą mi czegoś takiego. W Korei lepiej jest umrzeć niż być gejem! Ji seo w tamtym roku Moon-bin popełnił samobójstwo przez tą pieprzoną presję. Lisa jest szykanowana przez swoje odważniejsze stroje na amerykańskiej scenie. Nasze fanki rozszarpią mnie jak tylko moja stopa postanie na lotnisku w Incheon. 

- A co z tym facetem, z którym się chyba przespałeś? 

- Nie wiem, nie znam nawet jego imienia. Znam tylko nazwisko. 

- Nie masz już pociągu do dziewczyn? Miałeś dziewczynę, przecież spałeś z dziewczynami w liceum. 

- Skąd wiesz, że spałem w liceum z dziewczynami?!

- Ah, pamiętasz ten jeden raz kiedy rodzice polecieli odwiedzić babcię, a ja poszłam na ten tydzień do przyjaciółki spać?

- Ji seo!

- Wróciłam po parę rzeczy w trakcie. Nie zwróciłeś na mnie uwagi, ale widziałam cię z dwoma dziewczynami w łóżku. To było po tej pamiętnej licealnej imprezie którą wtedy zorganizowałeś. 

- O boże, ty to widziałaś? 

- Pomyślałam wtedy, że jesteś super cool..ale nie czułam potrzeby rozmowy o tym. Zawsze byłeś otoczony dziewczynami w czasach liceum. 

- Ji seo bo jestem Azjatą w warszawie. Sama wiesz jak to jest, masz co tydzień nowego bolca.

- No już nie bądź taki skromny, jesteś idolem bo jesteś utalentowany i przystojny. Tak samo jak twoja siostrzyczka. 

- Byłem idolem. 

*

Po tej szczerej rozmowie Ji seo wróciła do domu, a ja czułem się o jeden procencik lepiej. Ból żołądka nadal powodowała myśl co jeśli rodzice się dowiedzą. Byli Koreańczykami, którzy wyemigrowali ze swojego kraju do Polski dobre trzydzieści lat temu. Ale kulturowo to nadal Koreańczycy, którzy nie pozwolili by mi na mieszkanie z dziewczyną bez ślubu. Z tego samego powodu moja siostra nadal z nimi mieszka pod czujnym okiem ojca i matki. Kocham moich rodziców, ale nie wiem czy oni kochają mnie na tylko mocno, żeby mi wybaczyć ośmieszenie rodziny i hańbę. W sumie jestem nieco w szoku, że nasza Koreańska rodzina, jeszcze nie zadzwoniła im powiedzieć że coś takiego miało miejsce. Miałem nadzieję, że skandal przycichnie, a moje zdrowie psychiczne wróci do zdrowia. Takie załamanie nie jest dla mnie. 


**
Ahoj kochani czytelnicy. Nadal pracuję nad częstotliwością, ale wróciłam do pisania. Co około miesiąc możecie się spodziewać nowego rozdziału. Postaram się już permanentnie nie znikać. Osobo, która piszesz "Hejeczka" dzięki za komentarze zmotywowały mnie. To Tobie dedykuję kolejny rozdział. 

piątek, 25 października 2024

9. Gwiazda i antagonista

 - Pójdziemy do sypialni? - Słyszę jego głos kiedy wreszcie postawił mnie na podłodze. To wystarczy, żeby wyrwać mnie z transu. Spanikowałem. Przez moją głowę przelatują obrazy jak rzuca mnie na łóżko i bierze od tyłu. I nagle niepokój i strach cuci resztę moich zmysłów, które zostały uśpione pożądaniem. Odsuwam się od niego i znikam w sypialni zatrzaskując za sobą drzwi, żeby nie miał wątpliwości co do moich intencji. Biorę kilka głębszych oddechów. Opieram się plecami o drzwi jeszcze chwilę i kiedy moje ciało w pełni ostyga, wychodzę.

Siadam wraz z nim i połykam spory łyk coli. Przyjemne zimno mrozi mi mózg i żołądek. 
- Po co przyszedłeś? - Nie owijam w bawełnę tylko bez ogródek przechodzę do sedna. Skoro już wrócił mi zdrowy rozsądek, zamierzam go wykorzystać. Brunet patrzy się na mnie, a wzrok błądzi mu po mojej twarzy i moim ciele. Zatrzymuje przelotne spojrzenie na moich obojczykach. Kiedy nagle poprawił się na kanapie drgnąłem niczym spłoszony kot.

- Czy ty się mnie boisz? - Mój śmiech przecina odległość nas dzielącą, kiedy słyszę coś tak irracjonalnego. Ah gdyby wiedział, że to siebie się boję i swoich idiotycznych reakcji. 

- Chyba nie muszę odpowiadać na to pytanie. - I mówiąc to rzucam mu wyzywający uśmieszek, gra aktorska warta Oskara. 

Przysuwa się do mnie na kanapie i czuję, jak jego dłoń dotyka mojego karku. Wymusza tym dotykiem, zmianę mojej pozycji, choć moje ciało czując to przyjemne uczucie, samo lgnie do niego. Kładzie sobie moją dłoń na udzie i przez chwilę mogę podziwiać jego wybitnie wyćwiczony mięsień czworogłowy. Znowu czuję zapach piżma. Uwielbiam korzenne perfumy, więc wybitnie uwodzi mnie ten zapach. Jego dłoń zjeżdża z karku na plecy i popycha w swoją stronę. 

- Chciałem porozmawiać w sumie o interesach, ale zachowujesz się jakbym już siedział tu rozebrany. - Po tych słowach siła jego dłoni zwiększyła się i nie zdążyłem nawet się zorientować a już siedziałem na jego udach. Jego gorące dłonie, wprawiały mnie w gęsią skórkę. Natomiast po chwili, znalazły drogę wyżej umiejscawiając się na moim karku i lędźwiach. Zamarłem, a on nie czując sprzeciwu, chwycił mój podbródek i po prostu wpił się w moje usta. Całował jak na filmach porno. Jęknąłem czując jak żarliwie ssie mój język. Nie mogłem nadążyć za tym co się działo. Przed chwilą jeszcze do mnie mówił, a teraz komunikuje się ze mną w zupełnie inny sposób. Jego zapach otumaniał moje zmysły. Poczułem delikatną pieszczotę jego dłoni na moim kręgosłupie, co spowodowało dreszcze przechodzące wzdłuż pleców. Mimowolnie rozłączyłem nasze usta, wyginając się w łuk pojękując przez rozchodzącą się po moim ciele żądze. Jakby tego było mało poczułem wilgoć koszulki i jego dotyk ust w miejscu mojego lewego sutka. Ten zboczeniem dotyka mnie językiem przez koszulkę! Mój boże nie czułem czegoś takiego nigdy w moim życiu. Żadna moja partnerka seksualna czy dziewczyna nigdy nie ssała mojego sutka. 

Oparłem się dłońmi po dwóch stronach zagłówka kanapy oddychając ciężko. Paliło mnie całe ciało i chciałem tego więcej i więcej. Brunet mając dostęp do mojej szyi, nie zawahał się dotknąć jej swoim nosem. Usłyszałem i poczułem łaskotanie jak wdycha mój zapach, a już po chwili dołączyły do tego usta i język pieszczące moją skórę. Mój mózg wybuchł i przełączył się w stan odbierania. Usłyszałem niski głos i poczułem mokry pocałunek na uchu. 

- Mam ochotę pieprzyć twoją szyję jest taka miła w dotyku. 

Nie wiem co miał wtedy na myśli, ale miałem ochotę krzyknąć "Tak zrób to". Zaraz po tym poczułem jak zdejmuje mi koszulkę i stymuluje jedną dłonią mój jeden sutek podczas gdy drugim zajęły się jego usta. Z moich ust wyrwał się gardłowy jęk, jakby zupełnie mnie tym zaskoczył. Dreszcze umiejscowiły się w podbrzuszu. Spojrzałem na jego głowę i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Wyjął sutek z ust, a zamiast tego bardzo frywolnie i erotycznie wysunął język i polizał. Boże poczułem jak mój fiut dusi się w bokserkach napierając o materiał szortów.

- Mmm.. masz wyjątkowo wrażliwe sutki i takie twarde od moich pieszczot. Popatrz, są mi całkowicie poddane skarbie.

Przymknąłem powieki czując rumieniec wpływający na moją twarz. Czy on musiał mówić te wszystkie słowa? Prowokowały mnie tak intensywnie i sprawiały, że nie mogłem przestać. Poczułem słodycz, kiedy określił mnie tym mianem. Biłem się z myślami co powinienem odpowiedzieć, czy to przerwać czy kontynuować. 

- Masz piękne mięśnie brzucha. - Jego dłoń pogłaskała mnie w tym miejscu. A ja uśmiechnąłem się przypominając by podziękować sobie w przyszłości za te wszystkie treningi, którymi katuję się w te paskudne dni kiedy myślę o... Spiąłem się myśląc o odłożonym na półkę, życiu w Korei.

- Zrobiłem coś nie tak? - Zareagował szybko, wyczuwając zmianę w moim zachowaniu. 

- Nie, przypomniałem sobie tylko o czymś.. nieprzyjemnym. 

- Przy mnie zapomnisz skarbie o wszystkim innym. Pozwól mi się rozpieścić. - Przyciągnął mnie za kark i wpił się ponownie w moje usta. Przysięgam, całował tak wprawnie jak gwiazdy porno, bardzo wyuzdanych serii, które miałem okazję obejrzeć.

- Nie znam nawet twojego imienia - Odzywam się kiedy się odsuwa a nasze usta nadal łączy linia śliny. Oblizuję usta smakując. Smakuje jak ambrozja wymieszana z colą. 

- Możesz mnie nazywać orgazm. - Pochłaniam oczami ten bezczelny uśmiech, który dopiero mi posłał. Nie mogę się opamiętać. Jego głos wibruje mi w głowie. Mam wrażenie, że stymuluje wszystkie moje zmysły i nie mogę zdecydować czy czuję się przez to błogo czy przebodźcowany. Przyciąga mnie ponownie za kark, na którym trzyma swoją gorącą dłoń. Całkowicie poddaję się temu pocałunkowi. Rozchylam usta, a on niczym lekarz wślizguje się i bada ich wnętrze. Całuje obłędnie. Czy można dojść od samych pocałunków? Bo jeśli tak to mam przejebane. Odpycham go nie mogąc już dłużej oddychać przez nos. Serce wali tak szybko jakby miało się zaraz rozpaść. 

Spotykają się nasze spojrzenia. Niebieskie światło z tv oświetla mu twarz, a ja nie wiem jak długo tu przebywa, skoro zrobiło się już całkowicie ciemno. Oddycham ciężko. W głowie toczy się jednak bitwa. Nie po to wróciłem do polski, żeby się puszczać na prawo i lewo. 

Wzdycham i przeklinam się sam w głowie. To mogła być bardzo przyjemna noc. Z drugiej strony co ja mogę wiedzieć o seksie z facetem? Zaliczyłem go po pijaku i w dodatku totalnie nic z tego nie pamiętam. Na domiar złego moja duma nie pozwala mi zweryfikować informacji z drugą stroną. 

Zsuwam się z jego ud i staje na podłodze, na kompletnie miękkich nogach i z kurewsko twardym penisem. 

- Porozmawiamy o interesach innym razem. Już czas na ciebie. 

Przez chwilę obserwuję jego zaskoczoną twarz, która nagle rozjaśnia się w seksownym uśmiechu.

- Dostałem właśnie kosza skarbie?

- Proszę idź już. 

Kieruję się w stronę korytarza i otwieram frontowe drzwi, za którymi stoi nie kto inny jak mój sąsiad. Stoję zaskoczony, z gołą klatą w samych szortach. Nadal mam pół-wzwód. Pan Ryan już jest za mną całując moją szyję na do widzenia. 

- Pa skarbie.

Sąsiad zakrztusza się na słowa bruneta. Widzę panikę w oczach i zaraz znika schodząc po schodach. Macha mi tylko ręką. A brunet uśmiecha się diabelsko łapiąc ostatnie spojrzenie, zanim znika w windzie.   

- Co się właśnie odwaliło.. 

Mówię do siebie, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Wygląda to tak jakby mój sąsiad był cichym prześladowcą, a ja właśnie dałem mu świetny temat do artykułu jakiegoś polskiego brukowca. Jeśli wie kim jestem, już po mnie. Wzdycham i zaraz śmieję się siadając na kanapie. Jedno jest pewne. Nikt mnie nigdy tak cudownie nie całował jak Orgazm pierdolony Ryan.

Poznałem wiele gwiazd w życiu, ale Pan Ryan nie był jak oni. On świecił jasno swoim blaskiem niczym główna gwiazda porno na najpopularniejszych stronach dla dorosłych. Antagonista w każdym calu. Główna postać filmu pod tytułem "Moje żałosne życie erotyczne". 



***
Śledzicie nadal losy naszej iskry z Seulu? Nie ma lekko kiedy pojawia się antagonista i sprawia, że komplikują się nasze własne myśli i opinie. Gdybyście chcieli posłuchać playlisty, której słucham sobie czasami przy pisaniu to łapcie

Best,
D.

 

czwartek, 18 lipca 2024

8. Skąd ta chemia

- Hej, dzwoniłam do ciebie z dziesięć razy, czemu nawet nie oddzwoniłeś. Myślałam, że coś ci się stało. - Nie mogłem pionowo ustać zbyt długo kiedy w końcu udało mi się dotrzeć do domu. Moja siostra wyglądała na zaniepokojoną. Kazałem jej wyjść, ale nie chciała mnie zostawić, czując że coś jest ze mną nie tak. 
-Jisoo, nie chcę dzisiaj rozmawiać. Potrzebuję zostać sam. Wyjdź proszę.
- Ale dlaczego taki jesteś, przecież widzę że coś się zmieniło. Co ci jest? Co sie stało? - Naciskała a ja coraz trudniej utrzymywałem łzy za powiekami oczu. Zacisnąłem dłonie na jej ramionach.
- Proszę cie.

Leżałem w łóżku czując jak ciężka jest moja głowa. Energia opuściła moje ciało. Targały mną koszmarne myśli. Dłonie pociły mi się bardziej niż powinny w klimatyzowanym mieszkaniu. Łzy ciekły po policzkach juz nie powstrzymywane przez czyjeś spojrzenia. Czy mi już do reszty odbija. Co się ze mną dzieje. 

Obudziłem się rano i byłem zupełnie sam w mieszkaniu. Jisoo postanowiła wyjść po mojej rozpaczliwej prośbie. Oczy paliły mnie zupełnie jakby było tam całe mnóstwo piasku. Zegarek wskazywał dopiero piątą nad ranem, ale nie mogłem już dłużej zostać w łóżku. Ubrałem się kierując do jedynego znanego mi miejsca, w które poniosły mnie nogi. Siłownia otwarta całodobowo, była miejscem do którego się udałem.

Biegłem na bierzni ze słuchawkami na uszach wsłuchując się w "DPR Ian - ballroom extravaganza"
Oddech miałem płytki, mięśnie nóg paliły niczym przypalane ogniem. Robiło mi się coraz lżej w głowie, w klatce piersiowej. Czułem się coraz lepiej. Pot zalewał mi oczy skapując z czubka głowy aż do przymykanych powiek. Otarłem twarz małym ręczniczkiem. Zwolniłem ustawienia bieżni i powoli z niej zszedłem. Dyszałem jak pies w upalny dzień. Zachwiałem się stawiając obie stopy na podłodze. Przytrzymałem się ściany i powoli zacząłem iść w stronę szatni. Wrzuciłem słuchawki do szawki 

Przeglądałem koreański internet jadąc z poziomu parkingu windą, kiedy dołączył do mnie sąsiad, zatrzymując mnie na parterze.

- Ty też już na nogach tak wcześnie? Wracasz z miejsc postojowych? Zaparkowałeś samochód? 
Irytowało mnie, że zupełnie niepotrzebnie się do mnie odzywa. Po głowie krążyła mi masa przekleństw na niego, ale zamist puścić mu niekulturalną wiązankę postanowiłem go zupełnie zignorować. Ten jednak wcale się nie poddawał i ciągnął dalej.

- Wiesz nie chciałbym być niemiły, ale na prawdę też potrzebuje postawić samochód na swoim miejscu parkingowym. - Winda wskazała dziewiąte piętro kiedy postanowiłem, że pozostałe jedno piętro pokonam schodami. Nie rozmumiem co on próbuje mi powiedzieć. Nie byłem w nastroju na sąsiedzkie pogadanki. Zatrzasnąłem drzwi mieszkania i odetchnąłem. Może on zna moją torzsamość i tak na prawdę to jakiś psycho fan. Muszę się od niego trzymać z daleka, ale ciągle na niego wpadam. 

Parę dni później, pomimo wczesnej pory było już całkiem ciemno. Deszcz siąpił z nieba, a chmury całkowicie pokryły niebo. Polskie lato powoli dobiegało końca, a temperatura spadła, przynosząc ze sobą wilgoć i chłodny wiatr. Siedziałem na kanapie przed tv oglądając program muzyczny z Koreii streamowany z internetu, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Westchnąłęm, ale wstałem otworzyć drzwi. Ignorowałem Jisoo od wypadku tamtego dnia i chyba w końcu muszę zderzyć się z sytuacją. 

- Sisi do.. - urwałem w pół słowa widząc postawnego mężczyznę z brązowymi włosami. Przeszedł mnie elektryzujący dreszcz zaskoczenia. 

- Cześć Foster. - Nazwał mnie moim fejkowym nazwiskiem z galii, na którą wbiła mnie Jisoo.
- Pan Ryan..- Wydusiłem, starając się ukryć szok na mojej twarzy i wszystkie emocje i wspomnienia, które nagle powróciły do mojej głowy, agresywnie domagając się atencji. Moje serce łomotało. 
Wszedł popychając drzwi do środka, a ja stałem jak kołek. Wywołało to na jego twarzy pół uśmieszek. 
- Ostatnim razem chętniej zaprosiłeś mnie do środka. - Co się ze mną dzieje, jestem jak dzika zwierzyna zapędzona w kozi róg. Podszedł do mnie chwytając mnie za podbródek. Poczułem gorąco wypływające na moją twarz, rozchodzące się na reszte ciała. Przejechał opuszkiem palca po mojej dolnej wardze, a ja prawie westchnąłem uchylając je. Wciągnąłem głośno powietrze. Uśmiechnął się jeszcze mocniej po czym puścił mnie i wszedł głębiej do mieszkania rozglądając się jakby sprawdzał czy jesteśmy tu sami. Zlustrowałem jego sylwetkę. Był ubrany elegancko w kremowe lniane spodnie i białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Koszula była rozpięta dość mocno ukazując jego mocno zarysowane mięśnie i złoty naszyjnik z płaską okrągłą zawieszką. Poczułem się mocno nie na miejscu w moich czarnych spodenkach do połowy uda, długich białych skarpetach i bardzo luźnej koszulce bez rękawów, przez które bardzo łatwo można było zauważyć moje sutki. Nie żebym wstydził się mojego ciała, ale onieśmielił mnie mój wygląd w porównaniu do jego idealnej stylowki "old money"

- Krofford był pod wrażeniem twojej prezencji. - Krążył po moim salonie niczym wygłodniały lew. Zerknął jeszcze w stronę sypialni oceniając jej wygląd. Nie wiedziałem czy wspomina naszą noc razem, ale irytował mnie fakt, że ja nic kompletnie nie pamiętam. Przez te dni nie wróciło do mnie ani jedno nawet krótkie wspomnienie, czy glitch tego jak spędziłem z nim czas. 

- O kim ty mówisz? - Postanowiłem porzucić formalny ton. - Brunet podniósł zdjęcie gdzie byłem z chłopakami z zespołu. Podszedłem zamaszyście i wyrwałem mu z ręki ramkę kładąc ją zdjęciem do dołu. Mam nadzieje, że nie zorientował się kim jestem. Kiedy znowu byliśmy tak blisko siebie złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę kanapy. Usiadł blisko mnie, a ja czułem nadal mrowienie w miejscu w którym trzymał mnie za rękę. 

- Ten ważniak z którym rozmawiałeś z mojego telefonu. - Telewizor doświetlał mu twarz na niebiesko. W tle leciała koreańska muzyka, przy akompaniamencie padającego deszczu z otwartego balkonu. Był cholernie pociągający. Siedząc tak blisko czułem jego perfumy. Pachniał piżmem. Doprowadzał mnie do szaleństwa samym wyglądem. 

- Chcesz coś do picia? - Starałem się zmienić temat aby dać sobie przestrzeń do zmiany pozycji. Musiałem wstać i zwiększyć dystans. Bo oddziałowuje na mnie tak intensywnie, że boję się że zaraz pojawi mi się wzwód. W głowie ciągle odtwarzałem moją fantazję o możliwym scenariuszu nocy której nie pamiętałem. 

- Chętnie zwilżył bym gardło jakimś burbonem.

- Mam wodę i cole zero. - skwitowałem, zamierzając pozostać tak trzeźwym w jego obecności jak to możliwe.

- Z lodem? - Poczułem ciepło w podbrzuszu stojąc niedaleko kanapy na samo wspomnienie loda, którego ostatnio wyobraziłem sobie w jego wykonaniu. Przeklęta wyobraźnia. Popędziłem do kuchni, dopadając do lodówki. Wrzuciłem kostki lodu do dwóch wysokich szklanek i postawiłem przed nim lodowatą puszkę coli. Wyjął kostkę lodu ze szklanki postawionej przed nim. Włożył ją sobie do ust i ssąc ją lubieżnie nie spuszczał ze mnie wzroku. Prawie jęknąłem. 

- Zapomniałem cytrynki. - Zniknąłem ponownie w kuchni, próbując wziąć się w garść. Wyjąłem kolejną puszkę przytykając ją do policzków. Przyjemne zimno gasiło rozpalony ogień. Ten facet doprowadza mnie do szału. 

- Chodujesz tą cytrynę od nasionka? - Padło pytanie kiedy długo nie wracałem. Wpadłem w popłoch i chytając nóż i cytrynę syknąłem kalecząc sobie opuszek palca wskazującego. 

Pojawił się tuż za mną obracając mnie do siebie przodem.

- Przestań, skaleczyłeś swój paluszek. - Przyblizył moją dłoń do swojej twarzy i przez sekundę myślałem, że mam halucynacje. Wysunął język i polizał w miejscu gdzie pojawił się szkarłat. Wsunął mój palec do swoich ust, a ja wstrzymałem oddech, żeby nie jęknąć. Pomimo to na końcu, gardłowy dźwięk i tak wydarł się z moich warg. Kiedy kontynuował, poczułem jak moje szorty robią się za ciasne. Zachipnotyzował mnie. I jestem przekonany, że zrobił to z premedytacją. Bo ssał mój palec i wbijał we mnie to intensywne spojrzenie. Widziałem jak pociemniały mu niebieskie tęczówki. Ta chwila trwała stanowczo za długo, a napięcie było gęste niczym dym. Ale czułem się jakbym wpadł w głęboką toń bez koła ratunowego. Opadałem coraz głębiej. Aż cały obraz zniknął i wtedy zorientowałem się, że przymknąłem oczy. 

- Kwaśne. - Skomentował przywracając mnie do rzeczywistości. 

- Co..- wysapałem.

- Miałeś sok z cytryny na palcu. Ma kwaśny smak. - Łopatologicznie wytłumaczył widząc moje roztargnienie. Wyrwałem mu swoją dłoń i opłukałem wodą ustawiając strumień na lodowaty. Starałem się ukryć przód moich szortów. To jakiś obłęd. Serce tłukło mi się tak głośno, że bałem się że on też jest w stanie je usłyszeć. 

- Dokończę krojenie. - Kiwnąłem jedynie głową, próbując się uspokoić. Otarł się swoim ramieniem o moje kiedy stał trzymając cytrynę w ręku. Przeszła mnie fala dreszczy i już wiedziałem, że założyłem zbyt krótkie i obcisłe szorty aby ukrywać stan, w który wprawia mnie jego obecność przez cały pobyt. Ale to byłoby super dziwne gdybym wyszedł i nagle zmienił ubranie. 

- Potrzebujesz z czymś jeszcze pomocy? - Czy ja mam paranoję, czy on pije do stanu do którego mnie doprowadził? Uspokój się przecież nie mógł się tam spojrzeć. I wtedy odwracam się w jego kierunku, a on lustruje mnie z boku od stóp do głów z wrednym uśmieszkiem, który mam ochotę zetrzeć mu z ust. To chore. Marszczę brwi, ale zanim zdążam się odezwać, tracę grunt pod nogami. Podnosi mnie tak raptownie, że myślę że upadnę. Sadza mnie na blacie kuchennym i umiejscawia się pomiędzy moimi udami biorąc w swoje dłonie moją. Otwiera plasterek i zakłada na moją rozciętą skórę. A ja jestem w stanie jedynie wydukać - skąd masz?

- Apteczka stoi otwarta na stole. 

- Faktycznie - A stało się tak bo szukałem czegoś na ból głowy dzisiaj po południu i nie schowałem jej na miejsce. Czuję dyskomfort kiedy materiał spodenek napiera na główkę mojego penisa. Czuję się jak zwierzyna zagoniona w kozi róg, z jego udami pomiędzy moimi własnymi w dodatku ze wzwodem w spodniach. Mam wrażenie, że nie ma lepszego wyjścia z tej sytuacji jak nagła śmierć. Moje zażenowanie sięga zenitu i pozwalam mojej grzywce opaść w dół, minimalnie zakrywając moją czerwieniącą się twarz. 

- Jesteś uroczy. - Słyszę jego zachrypnięty głos przy moim uchu i już nie mogę powstrzymać ruchu wypchnięcia bioder. Słyszę przy tym własne westchnięcie. Dotyk jego ust na moim płatku znika, za to pojawia się czubek nosa na mojej szyi. Wdycha mój zapach a ja czuję jak każda komórka w moim ciele rozgrzewa się do tysiąca stopni. Moje ciało trawi gorączka. Mój fiut przyciska się do jego twardego brzucha i mam wrażenie, że zaraz eksploduję w spodnie. Niemożliwe, żeby nie wiedział w jakim stanie jestem i z jakiego powodu. Podnosi mnie z blatu i przez chwilę podtrzymuje mnie w górze za pośladki. Czuję się jakbym oszalał. Powoli tracę nad sobą kontrolę.. Stawia mnie na podłodze w kuchni zaskakuje mnie ponownie się odzywając.




***
Dziękuję za komentarze pod ostatnim postem. Nie sądziłam, że ktoś jeszcze to czyta. Chyba trochę wrócę do pisania. Poczułam znowu radość z robienia tego. Jeśli chcecie być powiadamiani o nowych rozdziałach dodajcie się do obserwujących. Fanko o wielu imionach, która zaczyna komentarze od "Hejeczka" dziękuję Ci za ciągłe obserwowanie bloga przez 2 lata. Zmotywowałaś mnie do napisania tego rozdziału - więc Tobie go dedykuję. Mam nadzieję, że nadal tu wpadasz. Nie wiem czy po tak długiej przerwie mam jeszcze innych czytelników. Jeśli chciałabyś dostawać info o nowych rozdziałach, zostaw mi swojego maila. 



Best, yours .D





sobota, 23 kwietnia 2022

7. Zatęskniony maniak

 Cóż za wstrętne uczucie opanowało moje ciało. Tak bardzo brzydziłem się własnych myśli i tak bardzo moje ciało chciało więcej takich bodźców. Po obudzeniu moja dłoń nadal spoczywała na moim penisie. Wzwód był sporych rozmiarów. Oddech przyśpieszony. Kiedy tylko poruszyłem dłonią, z moich ust wydarł się zduszony jęk. Co się ze mną dzieje. Tak bardzo pragnąłem duszy Jung Joon'a, a tak mocno oddziaływało na mnie jego ciało. Ścisnąłem leciutko trzon prącia 

- Jin, nie możesz się do tego masturbować. Ty obrzydliwy psycholu. 

Kolejna łza wypłynęła spod zamkniętej powieki. Zacząłem łkać nie mogąc pogodzić się z tym co działo się z moim ciałem. Było mi tak okropnie przykro i wstyd. 

- Muszę myśleć o czymś innym, Jin- hoon wyrzuć go ze swojej głowy. 

Pociągnąłem się za włosy siadając na łóżku. Zerknąłem na swoje odbicie. Dotknąłem swoich ust, które Pan Ryan patrząc w to lustro pocałował. Dotknąłem swojego nadgarstka drugą dłonią, który wtedy przytrzymał swoją szeroką, ciepłą dłonią. Przypomniał mi się jego wczorajszy dotyk na moim torsie, zanim zabrał mi swój telefon. Ciepło rozeszło się przechodząc z moich palących policzków po torsie w dół podbrzusza. 

- Tak, lepiej skup się na nim..

Nie wiedziałem kiedy, do tych myśli zacząłem rytmicznie poruszać dłonią w górę i w dół po połowie długości wzwodu. 

- Czemu nic nie pamiętam z mojej pierwszej nocy z nim.. - Jęknąłem wyobrażając sobie jak wchodzi do mieszkania ze swoim lubieżnym uśmiechem i całuje mnie przyciskając do ściany w korytarzu. Tak to mogło by wyglądać. Mogliśmy na wejściu całować się jak wygłodniałe nastolatki po alkoholu. Czy poszlibyśmy najpierw do salonu? Pan Ryan wygląda na takiego co raczej wciąga cię do sypialni i zamyka ci drogę ucieczki jak zwierzyna zagoniona w kozi róg. A może raczej oparł by mnie przodem rękami o okno w salonie, delektując się widokiem nocnej panoramy. Na samą myśl takiej pozycji z główki wypłynęła nowa porcja ejakulatu. Wyobraziłem sobie jego muskularne ciało za moim, trzymając moje nadgarstki w jednej ze swoich dłoni wysoko nad głową. Prawie byłem sobie w stanie wyobrazić chłód okna po zetknięciu z łokciami i przedramieniem. Westchnąłem, przyśpieszając ruchy dłonią, zmieniając je na bardziej okrężne. Ta fantazja było bardzo podniecająca. Wyobraziłem sobie jak mówi mi do ucha coś na tyle wstydliwego i wyuzdanego, że nie mogłem nawet zobrazować sobie tych słów w głowie. Jęk wyrwał się z mojego gardła kiedy w glowie pojawił mi się obraz jak obraca mnie do siebie, jednym pewnym ruchem i całuje żarliwie. Poczułem kropelki potu na czole. Odsunąłem mocniej kołdrę, poprawiając poduszkę pod głową. 

- Ryan, dotknij mnie - wyrwało mi się, przez co na chwilę otworzyłem przymknięte oczy. Smakowałem te słowa w ustach, oswajając się z nimi. Po chwili jednak powtórzyłem 

- Ryan, dotknij mnie.. - I oczami wyobraźni powędrowałem do dalszej części fantazji, w której Pan Ryan klęka przed moim.. Wypuściłem z dłoni penisa, przerywając. 

- O czym ja myślę?! - Uderzyłem pięścią w materac łóżka. 
- Jin, nie jesteś taki. Przestań.  - I wtedy zobaczyłem jak mój fiut pulsuje na samą myśl, że ten przystojny brunet wsunął by moją główkę w swoje usta. Opadłem na łóżka, nie mogąc już oprzeć się tym wyobrażeniom.
- Chcę się spuścić w jego lubieżne usta. - Zawstydziły mnie, moje własne słowa. Ale tym razem ruchy ręką nie zwolniły, ani nie przerwały czynności. Czułem jak dreszcze rozchodzą się po całym moim ciele, a to długo trzymane uczucie pożądania trawi całe moje ciało. Pojękiwałem głośno i zachłannie łapiąc powietrze w płuca. Pieściłem wrażliwy rowek u szczytu żołędzi penisa, wracając do głównych ruchów po całej długości trzonu. Nie wiem jak długo wyobrażałem sobie jak Pan Ryan liże i ssie mojego fiuta, ale w pewnym momencie poczułem jak robi mi się ciemno przed oczami, suchość w ustach i serce bijące w takim tempie jak przy sprincie. Nagle ostatni silny dreszcz przeszedł przez moje ciało prostując całą długość mojej męskości wyrywając z podbrzusza, cholernie silny orgazm. Ciśnienie było tak silne, że sperma trysnęła mi nie tylko na dłoń, ale i na lustro stojące przed łóżkiem. Westchnąłem jeszcze raz, poddając się ostatnim spazmom wychodzącym z mojego ciała. Wyjąłem z nocnej szafki przy łóżku chusteczki nawilżane zmywając z dłoni ostatnie dowody na czyn, który popełniłem w łóżku. Opadłem głową na poduszki, czując kompletny reset mózgu. 

Postanowiłem przeleżeć ten dzień w łóżku. Czułem jak kolejna fala emocjonalnej żałości wkrada mi się do umysłu w postaci natrętnych myśli. Dopiero wieczorem po długiej relaksującej kąpieli w wannie poczułem się na tyle rozgrzeszony, aby wyjść i poćwiczyć na siłownie. Narzuciłem na głowę czapkę z daszkiem. Bluza i sportowe spodnie dopełniły cały outfit. 

Zjeżdżając do garażu, spotkałem w windzie tego samego chłopaka co wczoraj. Opuściłem daszek nieco niżej nie chcąc zaczynać rozmowy. Minąłem go jak najszybciej i z zadowoleniem ruszyłem w stronę miejsca parkingowego, bez konfrontacji sąsiedzkiej. Z irytacją zauważyłem kolejną karteczkę za wycieraczką 

„Mówiłem Ci łosiu, żebyś tu nie parkował.” 

Zgniotłem kawałek papieru i wrzuciłem do kieszeni bluzy. Jak ktoś śmie zwracać mi uwagę odnośnie mojego parkowania na moim miejscu parkingowym. Które notabene nie było wcale tanie!

Za chwilę dzięki małemu ruchowi na drogach i szybkości mojego samochodu dotarłem przed budynek siłowni. Zrobiłem typową dla mnie serię ćwiczeń. Czułem jak wraz z potem wylewa się ze mnie zduszona gorycz w sercu. Uśmiechnąłem się nawet parę razy do siebie, dumny że potrafię nad sobą w tym momencie zapanować. Po szybkim prysznicu, narzuciłem na siebie ciemne spodnie i biały sweter. Ułożyłem średniej długości włosy, napawając się swoim odbiciem w lustrze. Moje poczynania przerwał dźwięk wibracji w telefonie. Wyjąłem telefon, sprawdzając wiadomość. 

22:03 wiadomość od: Siorka

Będę za pięć minut u ciebie! 


Ale z niej mały natręt. W duchu jednak mocno się cieszyłem. Gdyby nie jej przysługa nie wszedł bym anonimowo na imprezę Ryana i nie odzyskał bym samochodu z domu rodzinnego. Bardzo mi ulżyło kiedy Ji-soo napisała mi, że czas na spłatę długu i że zabiera mój samochód na przejażdżkę. Dzięki temu nie musiałem tłuc się uberem do domu ojca i matki. Bałem się, że tym razem mama będzie wypytywać czemu przyleciałem do polski kiedy powinienem być w Korei przy wydaniu nowego albumu. I mój dobry nastrój szlag nagle trafił. 


22:06 wiadomość do: Siorka

Będę w domu za 15. Rozgość się. 


W 10 dojechałem do sklepu niedaleko mieszkania. Male azjatyckie delikatesy były zaopatrzone we wszystkie dobrocie jakich tym razem było mi trzeba. Kupiłem mrożone mandu, soju (koreańkie wino) gotowe opakowanie kimchi z rzodkiewki i pokrojoną wołowinę w cienkie plastry. Do koszyka poleciał również gotowy ryż w porcji do mikrofali, porcja boczku do grillowania i liście sezamu. Sos do marynowania mięsa i do koreańskiego bbq. 

Już wychodziłem ze sklepu kiedy go zobaczyłem. Rzuciłem się w pogoń widząc mężczyznę wyglądem przypominającym jego. 

- Jung-Joon - wydarłem się. Ale osoba idąca przede mną nie zatrzymała się nawet na sekundę. Serce łomotało mi się o żebra boleśnie, znacząco spłycając mój oddech. Kiedy już dosięgnąłem ramienia tej osoby, poczułem okropny ból w głowie. Ale tak silny, że upuściłam jedną z dwóch siatek z zakupami. Dźwięk tłuczonego szkła ogłuszył mnie kompletnie. Miałem wrażenie, że jestem w komorze dźwiękoszczelnej, gdzie dźwięk się nie rozchodzi. Przed padnięciem na kolana zobaczyłem lekko przerażoną twarz przechodnia, którego szarpnąłem za ramie. Widziałem jak jego usta poruszają się, ale kompletnie nic nie słyszałem. Nie wiem jak długo to trwało, ale kiedy ból ustąpił przechodnia już nie było, a inni przechodnie zerkali na mnie ukradkiem, ciekawscy co się stało. 

- Czy wezwać karetkę? Proszę Pana? Słyszy mnie pan? 

Byłem przerażony tym co się stało. Jedyne co słyszałem to namacalny dźwięk bólu jaki przeszywał teraz moją głowę. Widziałem krzyczącą do mnie kobietę, ale nie potrafiłem zareagować czy ją usłyszeć. Bodźce do mnie nie dochodziły. Widziałem kolejne pary butów przechodniów gromadzące się dookoła mnie. I nagle ktoś sprawił, że ten tłum zniknął. 

- Popatrz na mnie

Dźwięk rozchodził się jak pod wodą, ale powoli do mnie dochodził. 

- Wdech i wydech, patrz na mnie i skup się na oddechu. 

Starałem na tym się skoncentrować. Powoli dźwięk stawał się mniej zagłuszony. Patrzyłem na mężczyznę mówiącego do mnie, kucał przy mnie, trzymając mnie za ramiona. Miał piękny kolor oczu. Zielony pomieszany z brązem. 

- Słyszę cie…

Zdołałem z siebie wydusić. 

- Oddychaj, zaraz powinno ci się zrobić trochę lepiej. Jesteś bezpieczny, wszystko jest okej. A teraz wdech… i długi spokojny wydech. 

Mówił do mnie spokojnym tonem. Wsłuchiwałem się w ten głos i pozwalałem się uspokoić. 

Skupiałem się  na  ciepłu, którym obcy emanował. Wdech i wydech. Ten niesamowity kolor oczu przeszywał mnie na wskroś. Czułem jak jego ręce spoczywające na moich ramionach unoszą się i opadają.


***


Kolejny rozdział Iskry. Malo mnie tu ostatnio kochani. nie mogę obiecać poprawy. Pisanie nie może być u mnie formą obowiązku bo przestaje mieć wtedy z tego przyjemność. Ale pewnie rodział tym razem będzie szybciej niż za rok - obiecuje :)


Wasza D.

poniedziałek, 1 listopada 2021

6. Wzwód wstydu

 Odwróciłem się spodziewając się zobaczyć znajomą twarz. Zamiast tego mój wzrok padł na kobietę w białym garniturze. Oślepiła mnie białymi zębami, kontrastującymi z czerwoną, błyszczącą szminką. 
- Czy można panu postawić jeszcze jedno?

Zerknąłem na wskazane przez nią miejsce, zdając sobie sprawę że moje szkło pozostawało puste. 
Nie chcąc być niegrzecznym, wpadłem na genialny pomysł pozbycia się niechcianego towarzystwa. Zwróciłem się do niej po koreańsku udając, że nie mówię po angielsku. Nie dawała jednak za wygraną odpowiadając mi w moim rodzimym języku. Jaka jest szansa, że spotka się w takim miejscu osobę, która mówi po koreańsku tak biegle? 

- Ma pani fantastyczny akcent. Muszę jednak przeprosić, czas mnie nagli. 
- Jaka szkoda. Już pan wychodzi?

- Wpadłem jedynie złożyć gratulacje.

- Oh, pan również z branży? Nigdy na siebie nie wpadliśmy. Raczej bym zapamiętała, tą przystojną twarz. 

Kobieta ciągnęła mnie za język, co w mojej obecnej sytuacji było bardzo niebezpieczne. Rozejrzałem się po sali co nie umknęło jej uwadze.

- Beatrcie Lee - Podała mi swoją dłoń. Musiałem wymyślić coś na już bo inaczej wyciągnie ze mnie moje prawdziwe dane, a tego bym nie chciał. 

- Foster, było mi bardzo miło, ale niestety na prawdę muszę już iść. 

Zerwałem się z krzesła starając oddalić od baru z prędkością światła. Skierowałem swoje kroki pośpiesznie znikając w łazience dla mężczyzn. Zerknąłem na tarczę zegarka wskazującego już prawie 1 w nocy. Ile jeszcze mam czekać, aż łaskawie Ryan postanowi zaszczycić mnie swoją uwagą? Zirytowany poprawiłem włosy w wielkim eleganckim lustrze. Odpiąłem guzik od koszuli. Chyba czas wyjść z tej imprezy. Nie wyglądałem już reprezentacyjnie. Azjatyckie geny dały o sobie znać ukazując nietolerancję alkoholu, czerwonymi wykwitami na twarzy. Wyglądałem teraz niczym zawstydzona dziewica, która pierwszy raz zobaczyła męskiego członka. Przytknąłem do policzków zmoczony lodowatą wodą ręcznik. Wychodząc z łazienki jeszcze raz krytycznie zerknąłem na swoje odbicie. Jakiś starszy mężczyzna wchodząc rzucił mi ciekawe spojrzenie. Odwróciłem twarz starając się ukryć mój słaby stan. Korytarz dostarczył mi kolejnej dawki głośnych odgłosów gali. Snułem się tak przez jakieś pół godziny dopóki mojego spojrzenia nie złapała kobieta, która nagabywała mnie przy barze. Uniosła rękę machając do mnie. Zanurkowałem w tłumie, starając się zniknąć. Przez chwilę na prawdę poczułem, że jest mi słabo. Kiedy kobieta zniknęła mi z horyzontu, skierowałem swoje kroki do wyjścia.

 
*

Zimne powietrze omiotło mi ciało, wydzierając z piersi dreszcze. Ochrona rzuciła mi się na pomoc.

- Czy zamówić panu taksówkę sir? 

Długo nie zastanawiając się odpowiedziałem twierdząco. Mężczyzna wyjął z kieszeni smokingu telefon, kiedy to pod budynek zajechała taksówka. Postanowiłem przejąć ją po ostatnim kliencie niezwłocznie. 

Kiedy już siedziałem w środku czarnego samochodu, oczy zaczęły mnie piec. Czułem się niesamowicie słabo, a w piersi pojawił się ucisk charakterystyczny dla stresu, który towarzyszył mi podczas niewygodnych wywiadów. Nałożyłem na oczy czarne okulary spoczywające w kieszeni garnituru. W niedługim czasie wysiadłem zostawiając w ręce taksówkarza banknot z pokaźnym napiwkiem. Na miękkich już nogach dotarłem do budynku w którym mieszkałem. Przed wejściem ktoś stał, czekając już na windę. Wszedłem zaraz za nim starając się ukryć twarz za okularami. 

- Na które?

Uniosłem podbródek słysząc, w swoją stronę głos. Miałem wrażenie, że to jakieś deja vu. 

- Co?

- Nie wcisnął pan guzika. Znowu. 

No tak to ten sam chłopak, którego już wcześniej spotkałem w windzie w takich samych okolicznościach. 

- Ostatnie.
Wydukałem z siebie. 

- Cóż za zbieg okoliczności. Mieszkam piętro niżej, na dziewiątym. 

Nie miałem siły mu nawet odpowiedzieć, zamiast tego tylko skinąłem głową. Mężczyzna nie miał możliwości kontynuowania swojej wypowiedzi, bo winda zatrzymała się otwierając drzwi. 

- Do widzenia sąsiedzie. 

- Do widzenia. 

Chwilę później już byłem w domu. Zatrzasnąłem drzwi, nie włączając światła. Snułem się jak duch do łazienki. Ból w klatce piersiowej zelżał po prysznicu. Oczy nadal piekły mnie okropnie. Wyjąłem z zamrażarki zamrożony okład i mijając szklaną ścianę warszawskiej, nocnej panoramy miasta, wszedłem do sypialni. Wsunąłem się do łóżka, wyczerpany. 

- Hej Alexa* włącz Monsta X - one day. Volume pięć.

W jednej chwili po pokoju zaczął się rozchodzić dźwięk delikatnej muzyki. Słowa piosenki tak bardzo opisywały moją sytuację. Kiedy odpływałem do krainy snów, słyszałem jeszcze połączenie głosowe przychodzące na komórkę. Wibracje rozchodziły się od urządzenia, relaksując mnie jeszcze bardziej. 

*

Wszedłem do łazienki widząc postać przede mną. Ta delikatna postura musiała należeć do Jung Joon'a. Odwrócił się do mnie uśmiechnięty. Jego farbowane, blond włosy opadały mu na mokre czoło. Obserwowałem jak kropelki wody spływają mu po twarzy. Wyglądał tak błogo i uroczo. Ten słodki uśmiech napełniał mnie kojącym spokojem. 
- Jin.. pomożesz mi się wytrzeć? 

Jak zaczarowany tym pięknym melodyjnym głosem, chwyciłem ręcznik według rozkazu. Przysunąłem materiał do delikatnych ramion Jung Joon'a. Starłem pierwsze krople wody. Za ręcznikiem podążyła moja lewa dłoń badając miękkość tej bladej skóry. Kiedy wycierałem jego delikatnie zarysowaną klatkę piersiową zobaczyłem, że zamknął oczy. Przysunąłem nos bliżej na wysokości jego szyi i westchnąłem czując delikatny zapach chłopaka. Jego blond kosmyki załaskotały mnie w nos.  Nie mogłem się opanować, zostawiłem na tej pięknej szyi jeden mały całus, do którego dołączył jeszcze jeden i kolejny. Usłyszałem pomruk zadowolenia i cichutki jęk. Poczułem jak moje zmysły szaleją. Zrobiło mi się tak bardzo gorąco. 

*

- Jung Joon! - Krzyknąłem budząc się w łóżku, w mieszkaniu w warszawie. Więc to był tylko sen. Westchnąłem czując jak łzy napływają mi do oczu. Czułem się obrzydzony sam sobą. Jak w ogóle mogłem myśleć o nim w taki sposób, po tym co się stało. 



_____

Rozdział, leżał napisany od marca, jednak nie tak jakbym tego chciała. Napisałam go jeszcze raz nie mogąc pogodzić się z brakiem możliwości przelania właściwej formy na papier. Nie bijcie. Przerwy w tym zawodzie się zdarzają. Wracam kolejny raz zachęcając was do pisania. Jeśli chcecie być informowani na bieżąco o nowych rozdziałach, zachęcam do zapisania się do obserwujących. Kolejny rozdział już za 2 tygodnie. 



Wasza D

piątek, 12 marca 2021

Dove Stai Andando? - 5 - Włoskie wybryki (reaktywacja)



"Dove Stai Andando - z włoskiego - Dokąd zmierzam"

 

 Lotnisko okazało się nieznośnie głośne. Miałem wrażenie, że słyszę własne mruganie. Lot obsługiwały linie Air Canada. Wybiła godzina 10, kiedy Dolores kolejny raz zapytała się, czy zabrałem ze sobą paszport. Stałem na nogach, smagany takim srogim kacem połączonym ze zjazdem po narkotykach, że gdyby własna babcia mnie teraz widziała, nie wierzyła by że to ciało nadal jest żywe. 

A kiedy siedziałem już przy malutkim oknie spoglądając na oddalające się ziemie mojej kochanej Ameryki, zdradliwe łzy pojawiły się pod powiekami, które zapobiegawczo zamknąłem. Zostawiłem za swoimi plecami ludzi, których kocham. Czułem się jak niewolnik sprzedany do Chin. Lot miał potrwać szesnaście godzin. Pierwsza przesiadka za niecałe osiem godzin w Montrealu. I pomyśleć, że nigdy nie byłem w Kanadzie. Taka okazja, z takich przykrych pobudek. Po tym już tylko trzy godziny na przesiadkę i Port Lotniczy Rzym - Fiumicino o godzinie szóstej rano następnego dnia. W tej chwili nienawidziłem swojego życia. Odpłynąłem zanurzając się we wspomnienia dzisiejszych wydarzeń z rana.

 W pościeli obok mnie zauważyłem nagą Amy. Taka nowina po obudzeniu mogła by wprawić mnie w bardzo dobry nastrój gdyby nie fakt, że zamiast ją przytulić czy po prostu obserwować, rzygałem jak kot. W życiu nie miałem tak okropnego kaca jak wtedy. Musiałem obudzić ją tymi cudownymi dźwiękami z łazienki bo przyszła do mnie. Niestety była już w pełni ubrana. Pogłaskała mnie po ramionach. 

- Mam nadzieję, że podobał ci się prezent pożegnalny ode mnie. - W swej wypowiedzi była niesamowicie słodka. Nie dane mi było jednak jej odpowiedzieć bo kolejna fala nadeszła i zablokowała mi możliwość komunikowania się. Zamiast tego wystawiłem w górę tylko kciuka. W duszy jednak płakałem, że Amy oddała mi swój pierwszy raz, a ja nic z tego nie pamiętam. Krzyczeć mi się chciało na myśl o tym żeby jej powiedzieć. Postanowiłem zachować to w sekrecie. Nie raniąc jej delikatnej duszy. Nie ważne jak, wrócę do niej i przeżyjemy nieskończoną ilość doznań, razem. Taką miałem wtedy nadzieję, a raczej wiarę w swoją nieomylność. 

Otworzyłem oczy. Nie wiedziałem kiedy zasnąłem myśląc o dzisiejszym poranku. Zza ciemnym oknem widziałem już jedynie maluteńkie światełka. Sprawdziłem zegarek założony na nadgarstku. Już prawie dwudziesta. Znaczy się niedługo lądowanie. Rozmasowałem ścierpły kark. Pani stewardesa, przyniosła na moją prośbę butelkę wody mineralnej. Wypiłem prawie całą. 

- Przespałeś obiad, zjedz coś. Nie wiem co wczoraj brałeś.. - Tu Dolores zatrzymała się, zmarszczyła brwi karcąc mnie wzrokiem i kontynuowała. - Jednakże lepiej gdybyś się wzmocnił, po tych ekscesach. Podawali poutine, kanadyjskie typowe danie z frytek. Powinno ci posmakować, chcesz?

Kiwnąłem jedynie głową, na znak zgody. To już nie czas na buntowanie. Szczególnie, że żołądek burczał mi na cały samolot. 
- Dobre, jak to nazwałaś? - Mówiłem opychając się jak dzikie zwierzę w porze karmienia.

- Poutine. Frytki z serem i sos pieczeniowy. To danie pochodzi z prowincji Quebec. 

- Pycha! Lepsze niż mac and cheese. - Nie muszę chyba wspominać jak bardzo naród amerykański kocha frytki. Tłusty, ciężki, pieczeniowy sos skapnął mi po brodzie. Wytarłem się energicznie serwetką. A wtedy w moim gardle pojawiła się gula, zbliżającego się szlochu. Wystrzeliłem do toalety jak oparzony. 

Klęcząc przed muszlą wymiotowałem niestrawionymi frytkami. Po policzkach leciały mi łzy, kiedy z nosa zaczęły kapać inne ciecze, wydobywane z ciała. Łkałem, nie mogąc się uspokoić. Zaciskałem pięści, aż bielały mi knykcie. Nie wiem jak długo tak siedziałem. Ocucił mnie komunikat, że zbliżamy się do lądowania i prośba o zapięcie pasów. Opłukałem twarz w lustrzę. Oczy były czerwone i opuchnięte. Wyglądałem jeszcze żałośniej niż na kacu i zjeździe narkotykowym. 

Przesiadka i kolejny lot okazał się równie szybki co pierwszy. Odpłynąłem od momentu kiedy samolot wypoziomował lot po wniesieniu się, a obudziłem niedługo przed lądowaniem. Było już jasno i słonecznie. Po odprawie Dolores pociągnęła mnie za rękaw, mając pewność, że nigdzie jej nie ucieknę. Już teraz było mi wszystko jedno. Patrzyłem na podłogę po której kroczyłem szeroko, obok jej szybkich, lecz krótkich kroków. Przystanęła i nawet wtedy nie uniosłem wzroku. Wpakowała nas do taksówki, ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Wyjrzałem zza okno, śledząc wzrokiem stare, dziwne budynki. Zupełnie jakbym cofnął się do antyku. Nie mogłem znaleźć wzrokiem żadnego wysokiego, przeszklonego skyscraper'a. Do kitu. Założyłem słuchawki na uszy wyjęte z plecaka i zakładając kaptur na głowę, zanurzyłem się w słodkich bitach Amerykańskiego rapu. Lil Wayne, w tym momencie koił moje zszargane nerwy. Prawie przysypiałem ponownie, kiedy kierowca zatrzymał pojazd. Dolores była tak urocza, że szturchnęła mnie silnie w bok, nie bawiąc się w uprzejmości. 

Wysiedliśmy przed rządem kamieniczek i staro wyglądających budynków. W Ameryce utrzymywała mnie babcia, mieliśmy mały domek na przedmieściach, ale był to dom. Mam teraz zamieszkać w tym rozpadającym się czymś? 

- Jesteś pewna, że ich stać, żeby wykarmić kolejną gębę? Zabierz mnie stąd. - Powiedziałem jeszcze błagalnie, zanim wepchnęła mnie do budynku. 

W środku bydynek był odrestaurowany, marmurki na podłodze, klasa sama w sobie. Nie moje klimaty, ale chociaż nie biegały tam szczury. Kiedy podeszliśmy do recepcji która się tam znajdowała, usłyszałem dźwięk windy i melodyjny męski głos. Zobaczyłem zza okularów słonecznych włochate, opalone stopy, włożone w klapki? 

- Siniora Dolores?

- Pan Luca? - Głos kobiety wyjątkowo się ożywił.

- Si, si, De Luca - Poprawił ją mężczyzna.

Skrzyżowałem ręce, lekceważąco odwracając się w stronę ściany. Włączyłem głośniej muzykę, nie chcąc ich słuchać i tego głupiego włoskiego akcentu. Coś chyba do mnie mówili bo czułem na sobie ich wzrok. Zostałem wepchnięty do windy. Usadowiłem się na samym tyle nie chcąc wchodzić w żadne interakcje. Stałem twarzą do lustra, pozwalając im spoglądać na moje plecy. W pewnym momencie spojrzałem w odbicie i zobaczyłem, że mężczyzna z wielkim uśmiechem na ustach patrzy na mnie, rozmawiając z kobietą. Dolores próbowała ściągnąć mi kaptur, ale po sekundzie już naciągnąłem go z powrotem. Wysiedliśmy bardzo szybko. Mężczyzna otworzył drzwi. Byliśmy na najwyższym piętrze, ale widząc po wysokości z okna na klatce schodowej, wnioskuję żę nie byliśmy wyżej niż na piątym piętrze. Co za bieda. Ziewnąłem i tak szybko jak zamknąłem usta, tak szybko je otworzyłem, widząc wnętrze mieszkania. Weszliśmy do mieszkania, które było najbardziej wypasionym penthous'em jaki dane mi było widzieć w czasopismach w Ameryce. Otwarta przestrzeń salonu składał się na cały nasz mały domek w Los Angeles. Już nie wspominając o wyposażeniu, które było równie luksusowe. 

Zsunąłem okulary, rozkoszując się widokiem. W salonie były piękne, ogromne okna wpuszczające poranne słońce. Dolores podeszła do mnie i ściągnęła mi z uszu słuchawki. 

- Shit.. - zareagowałem oburzony za co dostałem od niej po głowie. 

- To jest Joshua, a to - Zwróciła się do ludzi stojących niedaleko nas - To są państwo De Luca. Pan Giuseppe, jest dalekim kuzynem twojego taty. 

- Fuck co? - Wrzasnąłem trochę głośniej niż zamierzałem. Zmierzyłem ich wzrokiem, pełnym pogardy i wściekłości. Ze słuchawek dało się słyszeć kolejne zwrotki Eminema z kawałka "Fall", które wyciągnięte z uszu dzieliły się swoim dźwiękiem z otoczeniem. 

- Buongiorno, miło nam cię poznać - Powiedziała do mnie kobieta, uśmiechając się niepewnie, ale ciepło. - Pewnie jesteś zmęczony po tak długim locie. Nie będziemy cię niczym kłopotać o tak wczesnej godzinie. Może pokażę ci, gdzie od dzisiaj będzie twój pokój? 

Zaproponowała, a mi nogi wrosły w ziemię. Ani drgnąłem mierząc ją nieprzyjemnym spojrzeniem. Nasunąłem jedynie okulary z powrotem na nos. Wtedy do kuchni wszedł wysoki chłopak z włosami ułożonymi na żel do góry. Ubrany w niebieską zwiewną koszulę i eleganckie białe szorty z przeplotem. Odstrzelony niczym model z magazynu i przez małą chwilę poczułem się źle w mojej szarej luźnej bluzie. 

- Mamma, dove hai messo la mia uniforme? Mamo, gdzie położyłaś mój mundurek?- Zadał pytanie, unosząc wzrok i zatrzymując się lekko oszołomiony? Wyszedł z głębi mieszkania, robiąc wejście smoka.

- Ciao, sono felice di conoscerti. Witaj, miło cię poznać - Zwrócił się do mnie podchodząc i całując mnie w jeden policzek, kiedy spróbował zrobić to drugi raz po drugiej stronie odepchnąłem go patrząc wściekle. A on lustrując mnie od stóp do głów uraczył mnie uśmiechem, ale dojrzałem w nim coś wyjątkowo podłego. 

- Powaliło cię pedale? 

Moje stwierdzenie wywołało ogólny niesmak w towarzystwie, nie wiedziałem czy ten mały zboczeniec mnie zrozumiał, ale jego rodzice na pewno. Chyba wcale nie mówił po angielsku bo zwrócił się do rodziców po włosku jakby wcale nie wzruszony określeniem którym go obrzuciłem i zniknął tak szybko jak się pojawił. Westchnąłem, siadając zrezygnowany na kanapie tyłem do reszty. Pozwólcie wrócić mi do Ameryki...




Reaktywacja opowiadania które skradło niegdyś wasze serduszka. Wymiana kulturowa i poglądowa. Podróż Josha, jest też moją podróżą. A żeby wam nieco ją przybliżyć wrzucam parę zdjęć poglądowych abyście mogli zobaczyć to co ja sobie wyobrażam w spisie rozdziałów pod nagłówkiem bloga. A zatem Godere - czyli delektujcie się!

Reszta rozdziałów będzie betowana i pisana od początku więc nie zrażajcie się, jako nastolatka (bo tyle miałam lat pisząc początkowe rozdziały) nie miałam porządnej składni zdania, ani ogłady. 





piątek, 5 marca 2021

Zwą mnie księciem Slytherinu - 007



7. Myślodsiewnia


"Odsiewa się po prostu nadmiar myśli z umysłu, strząsa do tego zbiornika i bada je w wolnym czasie. Łatwiej jest dostrzec ich ukryty sens i powiązania, kiedy są w tej postaci".


Jedna myśl bardzo nie dawała mi spokoju. Stąd też moje kroki skierowały się do łazienki, gdzie za pomocą różdżki wyczarowałem zwierciadło, wysuwające się zza tego normalnego, o którym wiedziała Ginny. Dzierżąc różdżkę w dłoni, wyjąłem powód całego dochodzenia. Delikatny niczym duch, wiązka światła wydobyła się z głowy i kierowana kawałkiem drewna opadła do kamiennej misy umywalki wypełnionej wodą, do której zaraz włożyłem twarz. Woda otoczyła moje zmysły tylko na chwilę, bo zaraz przeniosłem się w swoje własne wspomnienie tamtej pijackiej nocy. Leżałem na kanapie pijany jak nigdy. Nie powstrzymało mnie to jednak od tego, żeby zsunąć spodnie i zacząć się masturbować. Poczułem się zażenowany tym faktem. Szczególnie, że na podłodze oparty o kanapę leżał śpiący Malfoy. To jeszcze nie było w tym wszystkim najgorsze. Najgorsze były moje wyrzuty sumienia, które wgryzły mi się głęboko w głowę. Nie mogłem dłużej patrzeć na swoje poczynania. Czy to możliwe, tak mocno się pomylić? Uderzyłem go po tym ze trzy razy w twarz, jak tylko wrócił z deportacji wyglądając jak duch. Myślałem, że to jego sprawka. Myślałem, że zdradziłem przez niego swoją żonę. A tak na prawdę to ja byłem napastującym go zboczeńcem- ekshibicjonistom w jego kawałku azylu. Pijackim krokiem wstałem ku niemu. Na szczęście po zachwiałem się i upadłem dupą na podłogę nie mogąc utrzymać się w pionie ze spodniami w kolanach. I tak jak upadłem tak zasnąłem. Cóż za koszmarne nieporozumienie. Tylko jak ja o tym porozmawiam z Draco. Ostatecznie wypadało by go przeprosić. Tylko czy moja duma pozwoli mi przyznać się do tak karygodnego czynu? Nigdy w życiu jeszcze nie było mi tak wstyd. 

Wytarłem twarz w puchaty ręcznik. Zielone tęczówki, lśniły bezwstydnie kryjąc za sobą tę straszną prawdę. Nie było szansy tego poranka już na żaden sen. Umyłem zęby co by zmyć z siebie zapach palonego papierosa i gasząc światło w łazience, skierowałem swoje kroki do salonu. Opadłem ciężko na kanapę. Włączyłem telewizor, chcąc odpędzić od siebie myśli. Nie wiem ile tak siedziałem, kiedy na schodach usłyszałem kroki Ginny. Zeszła na dół, kiedy zegar w salonie pokazywał w pół do siódmej. 

- Czy ty nie możesz jak każdy inny, normalny czarodziej spać z żoną w łóżku? Musisz się pokładać na tej cholernej kanapie? Jak tak dalej będzie to kupisz nową. Zaraz będzie wyglądała jak po dziesięciu latach użytkowania. 

Słuchanie od rana pretensji, po tak trudnej nocy było ponad moje siły. Oparłem głowę o dłonie rozciągając kark. Bolały mnie mięśnie całego ciała. Podszedłem do rudowłosej od tyłu, całując jej kark. 

- Czy moja kochana żona, ma może ochotę na wspólny prysznic? - Zapytałem, gładząc jej ramiona dłońmi. Starałem się zamienić ten felerny dzień, w całkiem znośny. Jako, że i z pewnych powodów w mojej głowie kłębiły się poczucie winy i myśli o Draco.

- Harry, wczoraj się kochaliśmy, dzisiaj już nie mam ochoty. Co jest z tobą? Nie jesteś już napalonym nastolatkiem, kontroluj się.

Ugodziła mnie tym ostatnim pytaniem, niczym strzałą z zatrutym grotem. Mój twardniejący fiut, rozluźnił się całkiem, spoczywając na powrót na udo, prawej nogi. W podbrzuszu jednakże, dalej czułem napięcie seksualne. Tak dotkliwe, że pierwsze swoje kroki skierowałem do łazienki na piętrze. Rozebrałem się, przeczesałem włosy i wszedłem do kabiny, puszczając lodowatą wodę. Ciało mi drżało, broniąc się przed zimnem. Chwyciłem w dłoń swoje jądra, które pomimo zimna i obkurczenia, były cholernie sporej wielkości. Tak dużo skumulowanej spermy, że jądra powiększyły się dwukrotnie od normalnego rozmiaru. Przekręciłem wodę, na strumień ciepły i poczułem jak moje wdzięczne ciało, powoli się rozluźnia. Nie zorientowałem się kiedy myślami powróciłem do swojego snu, kontemplując nad nim. Zwykłem pod prysznicem rozwiązywać sprawy w ministerstwie, albo męczące mnie problemy. Stałem tak oparty o ścianę, pozwalając żeby woda spływała mi po twarzy. W śnie widziałem Dracona i Zabiniego. Ale z jakiego powodu właśnie teraz wróciło to wspomnienie. Obcowanie z Draco? Odsunąłem od siebie te myśli. Namydliłem się i wyszedłem wycierając ciało. Wysuszyłem włosy, ułożyłem, ubrałem białą koszulę i jasne jeansy. Do tego ciemne, mokasyny w kolorze burgundu i gotowy byłem do pracy. W drodze do ministerstwa zastanawiałem się jak mógłbym przeprosić Draco za ten nieludzki atak. Źle oceniłem czarodzieja, więc należało by to teraz wyprostować. 

Wskoczyłem do czerwonej budki na telefon i wybierając odpowiednie cyfry, magiczna winda uruchomiła się i zjechałem w dół do Ministerstwa Magii. Wszyscy zerkali na mnie z ciekawością. Oczywiście, jestem Potterem ale bez przesady. Wchodząc do windy zobaczyłem swoje odbicie w lustrze i uświadomiłem sobie, że wyglądam jak mugol i to bardzo atrakcyjny mugol. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Wpadłem i tak tylko zostawić raport i zgarnąć coś z szuflady biurka. Zupełnie zapomniałem, żeby narzucić na siebie szatę Aurora. Zza zakrętu wyłonił się nie kto inny jak mój dorgi przyjaciel Ron Weasley. 

- Harry? - Wybałuszył na mnie oczy jakby nie był pewien tego co widzi.

- Któż by inny. Ron? Wszystko okej?

- Ty, no stary.. Gdzie twoja szata? Przez sekundę myślałem, że jakiś mugol nam tu wszedł przez pomyłkę, a wiesz że znamy się tyle lat. 


Zaśmiałem się widząc jego twarz i słysząc wypowiedź. Stary, dobry Ron zawsze potrafił mnie rozśmieszyć swoją prostolinijnością. Poklepałem go po ramieniu, obdarzając uśmiechem.

- No patrz, a tu tylko zbawca świata, nie mugol.  

Uniósł brwi wymownie na "zbawcę świata" i machnął ręką na moje wybitnie sarkastyczne poczucie humoru dzisiaj. 

- Harry. - Zwrócił się do mnie zanim zniknąłem w biurze. Zastygłem na chwilę na wpół wchodząc. 

- Hermiona zapraszam was na obiad w ten weekend. Dyniowe piwko! - Zmienił głos wypowiadając ostatnie dwa wyrazy. Jego twarz wygięła się w grymas ekscytacji pomieszany z radością. Uśmiechnąłem się jedynie, pokazując gesty kciuków w górę i zamknąłem za sobą drzwi, znikając w środku. 

Jadąc w górę, raz jeszcze sprawdziłem czy plastikowy woreczek strunowy nadal spoczywa w kieszeni spodni. Eliksir ważony dziś będzie. Powiedziałem sobie w głowie, sprawiając że struktura zdania nabrała charakterystycznej cechy mistrza Yody ze Star Wars. Uśmiechałem się do siebie jak głupi wychodząc z Ministerstwa Magii. 

Pogoda była wyborna. Słońce świeciło mi prosto w twarz, ogrzewając ją przyjemnie. Wziąłem metro, żeby być szybciej. Wchodząc od razu usadowiłem się na wolnym miejscu. Niedaleko mnie stała dwójka nastolatków. Wymieniali się krótkimi pocałunkami. Po twarzy, tudzież w usta. A mnie wypełniło ich szczęście i własne wspomnienia pierwszej miłości, jaką była Cho Chang. Przypomniałem sobie pierwsze spotkanie. Mecz Quidditcha, pomiędzy Ravenclaw i Gryffindor. Jedyna dziewczyna w drużynie i to jeszcze szukająca. Przymknąłem oczy, odtwarzając sobie w głowie, zapach chłodnego powietrza, trawy, świsty tłuczka latającego po boisku, gwarne rozmowy i okrzyki z trybun. Zamiast szukać znicza, rzuciła się w pogoń za mną. Cóż za dziwna strategia. Udało mi się ją wtedy oszukać. I prawie wszystko poszło by po mojej myśli gdyby nie pojawienie się dementorów. A raczej Malfoya, Crabba, Goyla i Flynta. Zmarnowałem na nich niepotrzebnie moje zaklęcie Patronusa. Przebrali się, żeby mi dopiec. Pamiętam to dokładnie. To był trzeci rok. Westchnąłem. Na tyle głośno, że parka przestała się obściskiwać. Przenieśli się w inną część metra, zapewne sądząc, że zrobiłem to w reakcji na ich poczynania. Przez chwilę zrobiło mi się głupio i rozważałem nawet opcję przejścia się ostatnią stację na piechotę.

*

Zasnąłem późno, a wręcz można by powiedzieć że wcześnie, bo słońce powoli wstawało nad nieboskłon. Nie zasłoniłem okien w sypialni. Wtuliłem się odrobinę w poduszkę uspokajając się po koszmarze, a raczej wspomnieniach które towarzyszył mi wraz do zderzenia się jawy ze snem. Otworzyłem oczy patrząc w sufit, na którym pociągnięcia niczym pędzlem wdzierały się promienie słoneczne. Twarz nadal musiałem mieć lekko opuchniętą od ciosu jaki sprzedał mi Auror dwie noce temu bo kiedy podrapałem się po policzku poczułem lekki ból. Przed oczami nadal miałem wstrętną twarz sami wiecie kogo, wręczającego mi misję zabicia Albusa Dumbledora. Jego ślepia świdrowały moją czaszkę, napawając mnie przerażeniem z którym myśleć można by, już się uporałem. 

Wstałem, nie mogąc znieść tego co szalało w myślach mojej głowy. Ubrałem się, umyłem i wyszedłem z mieszkania Aurora w poszukiwaniu owej restauracji w której byliśmy ostatni raz. Była zaraz za zakrętem na rogu kolejnej ulicy. Jedyną rzeczą, która jest czarniejsza od moich myśli może być kawa. Kiedy już otworzyłem usta, aby zamówić ktoś mi przerwał wchodząc mi w słowo. Odwróciłem się chcąc zwrócić temu komuś uwagę, a wtedy zobaczyłem rozpromienioną i rozbawioną twarz mężczyzny, do którego należał głos. Irytacja jakoś szybko ze mnie wyleciała nie mogąc oderwać wzroku od tej miłej twarzy. 

- Przepraszam, nie zamierzałem na Pana wpadać. - Uniósł dłonie w obronnym geście i ukazał mi swoje białe zęby w uśmiechu. Z tej dziwnej fascynacji, wyrwała mnie baristka restauracji. 

- Co będzie dla pana? 

- Czarna kawa, bez dodatków.

Na swoich plecach nadal czułem jego tors, kiedy jeszcze minutę temu się stykaliśmy. Odwróciłem się na nano sekundę, lustrując jego osobę zapatrzoną w menu kawy wiszące na ścianie. Zwrócił się do kobiety.

- Podajecie kawę z karmelem?

- Tak, oczywiście. - Odpowiedziała mu i zwracając się do mnie zapytała o rozmiar. 

- W jakim rozmiarze? - Patrzyłem się na nią jak na głupią, nie mogąc uwierzyć w bezpośredniość Mugoli. 

- Wybacz, ja nie gustuje w kobietach. Czy to pytanie, nie jest wg pani zbyt bezpośrednie, kierowane do obcych ludzi?

Kobieta spłonęła rumieńcem wściekłości. Mężczyzna stojący za mną wybuchnął takim niekontrolowanym śmiechem, który udzielił się na szczęście i jej i zamiast próbować mnie zabić wzrokiem, zaczęła przekładać kubki.

- Obawiam się, że chodziło o rozmiar kawy proszę pana. - Uniosłem brwi rozumiejąc mój nietakt. 

- Małą.. kawę. - dodałem nie ukrywając zażenowania. 

Miałem ochotę wyjść i już więcej się tam nie pokazywać. Kobieta zaczęła robić kawę, od razu pytając klienta za mną o karmel do kawy. 

- Tak, tak średnią z mlekiem i karmelem. Dziękuję. 

- Pana imię? - Zamierzała mnie gdzieś zgłosić? Nie zamierzając robić już więcej zamieszania swoją osobą postanowiłem podać swoje pełne imię i wyjść najszybciej jak się da.

- Draco Lucjusz Malfoy.

- Draco, przez "c" czy "k"?

-"C"

Kiedy wreszcie podała mi kubek z kawą, a na niej moje imię, na kasie wyskoczyły jakieś cyferki. Wyciągnąłem z kieszeni galeony i położyłem jednego. Popatrzyła na mnie biorąc w dłoń monetę. 

- Nie posiada pan funtów? 

- Funtów? - Powtórzyłem za nią zrozpaczony. Jakiż głupi byłem myśląc, że te prymitywy używają tych samych monet co czarodzieje.

 Z pomocą przyszedł mi mężczyzna stojący za mną. Położył dwie monety, mówiąc, że to on zapłaci. Podziękowałem mu, chwyciłem za kawę i wyszedłem. Poziom zażenowania tego dnia osiągnął szczyt zenitu. Co innego kiedy ktoś płaci za twojego drinka, co innego kiedy facet w kawiarni musi ratować cię z opresji. Poczułem wiatr na twarz i odetchnąłem będąc już na zewnątrz. Przeszedłem przez ulicę kierując się w stronę ławki. Usiadłem na niej uspokajając swoje rozedrgane ja. Dlaczego na świętego Munga, ja muszę to wszystko znosić. Te cholerne przebieranki, przesłuchania, Mugoli, oskarżenia i splamione imię w świecie czarodziejów. Będąc samemu z myślami poczułem ucisk w klatce piersiowej, przenoszący się na gardło. Wziąłem parę głębszych wdechów, przymykając oczy. Przez chwilę słońce przestało ogrzewać mi twarz. W oczekiwaniu na przesunięcie się chmur, trwałem tak. Gdy usłyszałem jak ktoś siada obok mnie. 

- Panie Draco, jest mi pan dłużny dwa funty. 

- Dziękuję, za pana uprzejmość, ale jeśli jeszcze pan nie zauważył nie jestem w posiadaniu waluty monetarnej jaką jest funt. 


*


Witam Was kochani, po kolejnym rozdziale losów Dracona. Trochę zajęło to czasu. Ale kolejny rozdział jest już napisany i ustawiony na publikowanie czasowe, także nie musicie się tym razem martwić czasem publikacji. Jak można zauważyć zaczęłam publikować rozdziały co dwa tygodnie. Także i tego rozdziału spodziewajcie się na przemiennie z "Iskrą Seulu", do której oczywiście serdecznie i z dziką rozkoszą zapraszam.


Wasza D.