wtorek, 13 maja 2014

Dropsy w szkolnej szafce - VIII

                         


                  Upadanie na podłogę nie jest bynajmniej wpisywane w kanon ulubionych sposobów budzenia. I tym razem spotkało się z dezaprobatą wstającego. Nastolatek miał za sobą jedną z cięższych nocy po śmierci matki. Podniósł się kładąc z powrotem. Słyszał szum deszczu za oknem leżąc twarzą skierowaną ku białej powierzchni sufitu. Leżał zamyślony, bardzo nieobecny. Podrygiwał jedną stopą, słuchając muzyki płynącej w jego umyśle.
- Głupio wyglądasz kiedy tak gestykulujesz do czegoś czego nie słyszą inni Mark. - chłopak spojrzał na niego przelotem, machając kończyną nadal. Niższy chłopak nie zamierzał dać się jednak zbyć.
- Obraziłeś się za wczoraj ? - zapytał kładąc nacisk na ostatnie dwa słowa.

- Długo jeszcze masz zamiar tu być? - zimne słowa wydobywające się z jego ust zmroziły nie tylko adresata, ale i samego rozmówcę. Przez chwilę stracił rezon, żeby chwilę po westchnąć i zakrył się szczelniej kołdrą.
Takim oto sposobem żaden z nich tego dnia już nie ruszał niczym w rytm muzyki.

Słuchawki wypadały mu z uszu kiedy biegał. Przeklinał swoją głupotę w duchu, kopiąc po drodze sporą gałąź. Żeby się odstresować specjalnie wybrał autobus jadący za miasto. Las chronił go od deszczu tyle o ile. Dlatego też jego włosy nie zakryte kapturem były przemoczone. Zatrzymał się podskakując w miejscu. Machał rękami zaciskając pięści. Jeśli ktoś by go teraz zobaczył z pewnością powiedział by że chłopak zwariował. Mark jednakże był zdrów jak ryba. Wściekłość wzbierała w nim tak mocno, że ciało nie miało siły już się bronić. Uderzył w końcu pięścią w pień jednocześnie łamiąc się w pół z bólu, który przewyższył jego próg. Wyprostował się słysząc za swoimi plecami czyjś powstrzymywany śmiech. Wcisnął słuchawki mocniej w kieszeń i odwrócił się powoli, nie wiedząc kogo się spodziewać. Jego źrenice rozszerzyły się widząc postać.
- Co tu robisz Chris? - założył ręce na ramiona przyglądając mu się z zaciętą miną. Chłopak przestał chichotać.
- Jechałem tym samym autobusem co ty. Zastanawiałem się co robisz tak daleko od centrum i to jeszcze w taką pogodę. Ot co, cała historia.
- Jakoś mi się nie chce wierzyć, że szedłeś za mną taki kawał drogi w las, żeby się zapytać co tam u mnie.
- Bystry jak zawsze. W przeciwieństwie do tego twojego Lucasa.
- Czego chcesz? - ponaglił pytanie czując się coraz bardziej niezręcznie.
- Nie sformułował bym pytania w taki sposób. Nie liczy się tu czego ja chcę, tylko ty Mark.
- Przestań pieprzyć. Gadaj.
- Z resztą twój pokaz, z przed chwili jest żywym dowodem tego, że to jednak ty czegoś chcesz. - Mark patrzył na niego nieufnie, cały czas przebierając nogami i poruszając lekko płatkami nosa.
- Jak znam życie to nasz "wspaniały" Lucas znowu coś ci wywinął. Nieprawdaż? - Lekki uśmieszek wpłynął na jego usta.
- Zamknij się! - warknął tym razem wyjmując pięści z kieszeni.
- Oho, czyli jednak miałem rację. Każdy widzi, że za nim biegasz. - Mark ruszy na niego, chwytając go za poły bluzy. - A może masz już dość nieodwzajemnionych uczuć? - Oczy chłopaka rozszerzyły się, ciało zamarło. Puścił go, lekko odpychając.
- Lu jest moim przyjacielem i nasze kłótnie są naszą sprawą. Nic ci do nich.
- Przyjacielem tak, zapewne bardzo źle ci przez to. Mieć kogoś tak blisko i czuć coś, a jednak nie móc dotknąć. To jak pocałunek przez szybę.
- Po co za mną łazisz? - Jego niepewna pozycja, zmieniła się nieco na zniecierpliwioną, przez co jego obecny towarzysz oddalił się o krok.
- Zastana..
- Oh, tylko wysil się tym razem na lepszą bajeczkę

Kiedy agresja już minęła i znaleźli się na szlaku razem, truchtali bawiąc się w swoim towarzystwie stosunkowo dobrze. Kiedy wyszli z lasu zauważyli czerwono-niebieskie światła.

- Widzisz co tam się dzieje? - blondyn dopytywał nie mogąc polegać na swoim kiepskim w tym momencie wzroku.
- No, wydaje mi się że dzisiaj do domu nie wrócisz tą drogą.
- Co? - Mark zdjął z głowy kaptur, jakby upewniając się że materiał ochraniający uszy nie zniekształcił przekazu.
- No jak chcesz możemy podejść bliżej, ale mają parę trupów na jezdni i to jeszcze w bardzo kiepskim "stanie skupienia"- tu jakby z obrzydzenia odwrócił wzrok, przykładając lekko siną od zimna dłoń do ust. - W dodatku te zakleszczone auta, baja bongo po całych dwóch pasach. Mamy już.. - sięgnął po zegarek znajdujący się pod materiałem bluzy na nadgarstku - ..dwudziestą trzydzieści. Myślę że szybciej niż za cztery godziny to to nie ruszy, a przecież ty jeszcze ponad godzinę dojeżdżasz do miasta. Musiał byś się przesiąść z miasta na kolejny nocny. Bez sensu. Jeśli chcesz możesz przenocować u mnie.
- Wiesz, to co mówisz ma teraz nawet i sens - dostał szturchnięcie w ramie, przez co parsknął lekko śmiechem. - Ale nie chciał bym ci się narzucać.
- Oj daj spokój Mark. Starczy miejsca w moim domu i dla ciebie. Poza tym ojca pewnie i tak nie będzie w domu. Jest strażakiem więc często ma zmiany na nocki, m.in dzisiaj. - chwycił Mark'a za rękę i pociągnął przez asfalt.
- Lepiej już chodźmy, mieszkam kawałek stąd.
- Myślisz, że wszyscy umarli ? - głos miał lekko nieobecny.
- Hm, nie wiem co masz na myśli.. - chłopak spuścił wzrok.
- Mówię o ludziach z wypadku. Z resztą, nieważne. Dziwna rozkmina mi wjechała. - uśmiechnął się nieszczerze naciągając kaptur.

 Powiewało chłodnym wiatrem kiedy tak szli poboczem jezdni. Deszcz na nowo zaczął uderzać o ich twarze. Szli w całkowitej ciszy, w której królował jedynie szum spadających kropli.

"Zjadłeś mojego loda? Zabierz mnie stąd"

Na samą myśl na jego ustach pojawił się uśmieszek, który nie umknął uwadze jego towarzysza. Trzymając dłonie w kieszeni ściskał słuchawki. Wspominał dzień swoich czternastych urodzin, na które owy przedmiot otrzymał od swojego przyjaciela, w którym jak mniemał był zakochany. Ale czy na pewno? W jednej chwili jakby posmutniał. Nikt, zapewne nawet on sam nie wiedział by czy uronił łzę, czy to tylko deszcz smagał go po dolnych rzęsach. Oddech miał przyśpieszony. Przymykał co chwile powieki, starając uspokoić trzęsące się usta.
- Chris, jak daleko jeszcze? - kiedy uchylił powieki, stanął w jednej chwili. Towarzysz stał przed nim wpatrując się wręcz napastliwie swoimi ciemnymi oczami. Trwali tak. Chris posunął się do przodu chwytając rękawy chłopaka w pięści, jednocześnie świdrując wzrokiem zaskoczone spojrzenie Mark'a, który stał oniemiały czując usta kolegi na swoich. Kiedy język Chrisa starał się wedrzeć do środka jego ust, odepchnął go z całą siłą, którą posiadało jeszcze jego ciało. Dyszał niczym rozszalała bestia przygotowana do ataku.
Patrzył jak kat na chłopaka, zbierającego się z połyskującego asfaltu oceniając jego ewentualne zagrożenie. W umyśle cały czas świdrował go obraz jego oczu. Oczu, których spojrzenia nie rozumiał. Oczy te przedstawiały ogromny głód i determinacje. Sprawiały, że chłopak wytarł usta jakby z obrzydzenia.
- Spierdalaj do domu, zanim przestane się powstrzymywać i rozkwaszę ci twarz.
- Taki jesteś chojrak co? - Chris uśmiechał się szaleńczo, jednocześnie patrząc z politowaniem dla chłopaka. Otrzepywał ubranie z błota, które przykleiła mu się z pobocza.
- Daj mi spokój! - krzyk tłumił deszcz.

Pierwszy cios padł po drugiej stronie, sprawiając tym razem, że to Mark zakaszlał czując piekący ból. Dawne sprzeczki ożyły i sprawiły, że kiedyśne zwady wyszły na przeciw teraźniejszości. Ruszyli do zwarcia, szarpiąc się i starając nogami podciąć przeciwnika. Obaj stali w rozkrokach trzymając się za poły bluz na ramionach. Obracali się dookoła jakby tańczyli. Prawdziwy wrestling zaczął się wtedy gdy Chrisowi udało się powalić chłopaka na asfalt. Siedział mu na brzuchu pięścią uderzając w twarz dwukrotnie. Zaciskali zęby siłując się. Żaden z nich nie chciał jednakże odpuścić.
- Poddajesz się?
- Przestań się wywyższać.
- Bo mnie zajebiesz?
- Zamknij się. - szamotanina powróciła do swej intensywności. Chris oberwał tym razem w brzuch.
- W twarz biją kobiety. - wycedził napastnik i w owej chwili zawył z bólu czując pulsujący ból w kroku.
- Tak bardziej męsko?



* * *

Noga skręcona, wena stracona. Jak tam matury słoneczka? Może ktoś wybiera się na uczelnie poznańskie? Gorąco polecam (y) Nie będę już obiecywać, że szybko napiszę rozdział bo ze mną to nigdy nie wiadomo. Dzięki wam jednak, że nadal to znosicie i czytacie z zapartymi tchami. Życzę sił na dalsze dni tego wspaniałego tygodnia :*




Wasza D                  



1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, ale czy naprawdę Lucas nie odwazjemnia uczuć Marka czy tylko nie chce być wyśmiany lub stracić to co ma...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoją opinię.