środa, 19 lutego 2014

Sex n' Death - Rozdział 4


(Gdybyście mieli ochotę wczuć się jeszcze bardziej polecam czytać przy utworze John Williams - A Window to the past.)


*       *      *


Nastawał ranek kiedy rycerze królowej wrócili do zamku, przekraczając pierwsze z umocnień. Słońce wstawało nad horyzontem barwiąc niebo na fiolety i róże mieszane z pomarańczem. Wiał delikatny wietrzyk zrywając złote liście z drzew. Ciepła jesień w królestwie Krotardu bywała jednak zdradliwa. Zbroje i oręże rycerzy szczękało kiedy konie zarżały i stanęły dęba. Pięciu mężczyzną udało się opanować wierzchowce. Rozglądali się jeszcze parę razy w tył upewniając się, że książę jednak nie podąża za nimi próbując wrócić niezauważony. Wiatr zerwał się i zawirował liśćmi unosząc je wysoko w niebo i ciskając w obrońców królestwa. Pośpieszyli konie i chwycili mocniej lejce. Kopyta stukały im po kamiennych uliczkach.
Na niebie było tylko parę chmur i ptaki, które leciały z lasu w kierunku zamku. Usiadły na kamiennych umocnieniach i wpatrywały się swoimi wypukłymi oczami w jadących sług królowej. Mocnym dziobem poruszały swoje lśniące pióra, odbijające światło od ich stosiny*. Ludzie budzili się powoli do życia wychodząc ze swoich domów. Mimo to na ulicach nadal słychać było pojedyncze odgłosy. Buzie nie udało się wyjść poprzedniej nocy. Straż była tak gęsto ustawiona z rozkazu królowej, że nie przemknął by się nawet duch między nimi. Kobieta martwiła się o Jamiego. Nie dlatego, że był synem królowej. Był dla niej jak jej własne dziecko. Fakt, że był królewiczem nie był dla niej odnośnikiem sympatii. W tej chwili pulchna kucharka spała niespokojnie na swoim sprężynowym łóżku. Przy jej niewielkiej komnacie gościło w mocnym murze okno, które otworzyło się niespodziewanie kiedy kobieta krzyknęła podnosząc się do siadu. Wiatr owiał jej spoconą sylwetkę, a ptak siedzący na gzymsie zakrakał donośnie. Był to pierzasty jegomość w kolorze łososiowym, z białym dziobem o brązowych przebłyskach. Buza zerwała się z łóżka odrzucając pierzynę i ciskając w ptaka książką, która pierwsza wpadła jej w ręce. Zwierzę jednak okazało się wyjątkowo rozumne i odfrunęło obdarzając ją przenikliwym spojrzeniem swoich jasnych złotych oczu zanim kartki oderwały się od okładki uderzając o gzyms plącząc się tym samym w karminowej zasłonie, która runęła z donośnym hukiem.
- Seit w Krotardzie. - powtórzyła Buza pod nosem i ruszyła biegiem ze swojej komnaty schodami na górę do komnaty starszego księcia. Na miejscu nikogo nie zastała. Pierze z jego kołdry walały się jednak po szerokim łóżku z przedziurawionych poduszek. Pulchna służąca zamknęła otwartą okiennicę i pobiegła do komnaty młodszego księcia. Kiedy się tam znalazła spojrzała na otoczenie pokoju uważnie i kiedy nie zauważyła niczego niepokojącego wyszła przymykając cichutko drzwi. Henry leżał spokojnie przykryty delikatną pościelą oddychając głęboko, jakby pogrążony w głębokim śnie. Na jego gzyms przyfrunął jednak łososiowy ptak przypatrując się zamkniętej okiennicy. Przekrzywiał głowę zachowując ciszę. Henry przekręcił się w pościeli i otwierając zaspane oczy, odsunął kołdrę pozwalając by jego ciało obniżyło swoją temperaturę. Wstał chwytając dzwonek w dłonie i machał nim niczym brzęczącą zabawką. Codzienna toaleta nie mogła odbyć się bez służby. Tym razem jednak nikt nie przyszedł do młodego księcia. Wczesna pora zmusiła go do narzucenia na siebie spodni z delikatnego lnu i koszuli która dodała jego ciemnym włosom uroku swoim bladym niebieskim kolorem. Na stopy wcisnął brązowe trapery. Kiedy już wyjrzał z pokoju nie spotkał nikogo. Szedł po schodach kontemplując każdy zakręt i możliwości jakie spowodowały że w zamku jest tak cicho. Sam Henry umierał z ciekawości gdzie też podziewa się jego brat. Gdyby tylko miał możliwość zabłyśnięcia poprzez przyprowadzenie starszego, niesfornego braciszka. Nagrodą było by też nakrycie go na tym co akurat robił, gdy znikał na cały dzień. Cała ta sytuacja sprawiała, że brązowowłosy stawał się strasznie głodny, co też wyrwało go tego dnia ze snu tak wczesną porą. Krążył po kuchni niczym mysz spodziewająca się pułapki. Zjadł jednak tylko owoc, który znalazł porywając przy tym dwa inne w kieszeń spodni. Kiedy wychodził z kuchni natknął się jedynie na Buzę, która stała wpatrzona w okno.
- Stało się coś? - zapytał nadzwyczaj zaciekawiony. Kobieta odwróciła się do niego łapiąc za nadgarstek.
- Czy spałeś książę całą noc? - jej słowa zadudniły w zaspanym umyśle Henriego.
- Oczywiście, że tak! O co chcesz mnie oskarżyć krnąbrna kucharo?! - kobieta spojrzała na niego tylko z niesmakiem wymijając wskazała na tacę z przygotowanym śniadaniem.
- Może się książęcej mości humorek poprawi.
Kiedy Henry stał zaciskając dłonie w pięści, kobieta była już daleko od niego. Widział jak znika mu z oczu i wymyślał w głowie jak bardzo mógł by jej zaszkodzić. Nigdy jej nie darzył szczególną sympatią. Od dziecka uważał, że nie traktuje go tak jak powinna, z odpowiednią dozą szacunku i poczucia niższości. Wręcz przeciwnie kobieta wydawała się stawiać się na równi ze szlachetnie urodzonym. Prawda była taka, że Buza uważała się za lepszą, przy ludziach pokroju Henriego. Nie stanem, ale wiedzą. Za królewską kucharką nie tylko stał lokaj i kuchenne zaplecze, ale także jej najsilniejsze plecy w postaci Jamiego. Chłopak nie dał powiedzieć o niej złego słowa, kiedy sam potrafił dobitnie ją zdenerwować swoimi dogryzkami. Oboje jednak mieli świadomość, że jest to żart.


- Jamie!! - Krzyk uciszyła sama osoba, która go podniosła. Buza widząc następcę tronu chwyciła go mocno przyciskając do piersi.
- Nie waż się na mnie smarkać. - zaśmiał się blondyn i pociągnął kobietę cicho do swojego pokoju.
Na miejscu doznał lekkiego szoku, widząc porozrzucane pierze.
- Henry tak bardzo się stęsknił? - Wskazał na bałagan panujący dookoła. Niemniej jednak był tak zmęczony, że nie miał ochoty czekać aż służba posprząta. Upadł zadowolony na puszysty materac i prawie natychmiast zasnął. Kobieta stała jeszcze chwilę wpatrując się w jego spokojną twarz pogrążoną w sennych jawach. Westchnęła donośnie ocierając z oczu napływające łzy. Wzdrygnęła się słysząc uchylanie drewnianych drzwi. Odwracając się poczuła przeszywające spojrzenie królowej. Kobieta o stanowczych ruchach i surowym wyrazie twarzy obiegła wzrokiem bałagan panujący w komnacie. Jej mina wyrażała niezadowolenie, jednakże ktoś kto spoglądał by nieco dłużej zauważył by również gdzieś w głębi ulgę. Buza dygnęła wolno, spuszczając głowę na tyle długo że kobieta zaczęła się już niecierpliwić aż spiorunuje służącą za obecną sytuację, o której ją nie doinformowała.
- Co to ma znaczyć?
- Pani, dopiero co przybył.
- Chcę być pierwszą osobą, którą informujesz o miejscu położenia księcia. Zrozumiano?
- Tak jest pani. - suknia zaszeleściła na drewnianej podłodze.
- Nie myśl sobie, że jesteś nietykalna przez względy księcia, czy mego męża.
- Nigdy bym nie śmiała pani. - Buza pochyliła głowę jeszcze bardziej, myśląc o długiej granatowej sukni, która tylko podkreślała mrok i lód charakteru władczyni.
- A teraz wracaj do kuchni, tam gdzie twoje miejsce.
Kiedy Buza zniknęła z zasięgu wzroku, wysoka kobieta weszła do pokoju głębiej, przystając przy oknie. Wysoki pokój jakby pociemniał jeszcze bardziej. Zza szyby śledziła wzrokiem przyczynę, którą okazały się chmury zbierające się coraz mocniej w gromady. Wcześniejsze kolory zgasły przez kłębiącą się burą warstwą, ciężkich obłoków. Ostatnie promienie przegrały walkę o dostęp do ziemi. Twarz władczyni była napięta, a na jej pobladłym licu widać było nieprzespaną noc. Albowiem spędziła późne godziny przechadzając się po ozdobnym balkonie wychodzącym z komnaty. Oddychała miarowo, wzrokiem sunąc po krawędziach widocznego horyzontu. Poczuła drapanie w gardle, które sprawiło że zduszając chęć kaszlnięcia, udała się pośpiesznie poza komnatę. Tupała lekko podeszwami płaskich, lekkich pantofli truchtając, aczkolwiek nie biegnąc po schodach. Mogła sobie na to pozwolić, chwilą zapomnienia i braku publiki.
- Cholerne przeciągi. - Łypnęła niezadowolona to do siebie, to do korytarza i zwolniła kroku, unosząc pięść ku charczącemu gardłu. Postanowiła wezwać służbę ze swojej komnaty i wypić gorący napar z ziół.

Henry przeczesywał kosmyki jasnych włosów brata, zakręcając sobie co jakiś czas jedno pasmo na palcu wskazującym. Bawił się tak chwilę, ostrożnie balansując swoim ciężarem na lekko uginającym się pod jego ciałem materacu sporego łoża, na którym pogrążony w głębokim śnie spoczywał starszy książę. Wpatrywał się w niego odgarniając od głowy śpiącego porozrzucane pierze. Porzucając książęce włosy, chwycił najładniejsze piórko, które udało mu się zlokalizować wzrokiem i ściskając je w palcach przysuwał je do skóry następcy tronu. Błądził w okolicach nadgarstka, przemieszczając zabawkę w stronę odsłoniętego ramienia. Ciało pod nim ani drgnęło, widocznie szczególnie po twarzy trudami wycieczki. Ciemnowłosy badał wzrokiem jakieś ślady na ubraniu, które mogły by wskazać na miejsce w które chłopak się udał znikając na tyle czasu. Niestety szukać można było na próżno. Jamie był albo bardzo ostrożny, albo miał wyjątkowe szczęście. Częścią przypiórka najechał na usta, krążąc po górnej i dolnej wardze. Henry odsunął rękę schylając głowę. Kosztował ust księcia z prawdziwą pasją. Przerwał, odsuwając się i zagryzając usta. Przymknął powieki, nosem zaciągając się mocno zapachem szyi brata. Ucałował ją z widoczną delikatnością lekko rozchylając przy tym usta. Pozwolił sobie po chwili namysłu wysunąć z nich koniuszek czerwonego języka i przejechać w okolicach przełyku. Szczerą rozkosz czerpał z takiego dotykania wystającego jabłuszka z krtani. Zaczął uśmiechać się przy tym iście szaleńczo. Niczym pogrążony w swoim nałogu narkoman. Rękami zawisł między głową swojego obiektu zainteresowań, kolanami otaczając po dwóch stronach uda blondyna. Rozpinał wprawnie ubranie karmiąc się widokiem nagiej piersi. Tym razem jednak nie kosztował smaku. Trzymał usta z daleka oddychając nieco ciężej przez rozchylone wargi. Zsunął mu z bioder spodnie do jazdy konnej obserwując w razie czego grymasy na twarzy Jamiego. Nic takiego jednak nie nastąpiło. A ciało księcia leżało nieruchomo, niczym martwe. Unosiła się jedynie klatka piersiowa miarowo napełniając płuca powietrzem. Oczy ciemnowłosego rozszerzyły się nieznacznie kiedy dotknął przyrodzenia księcia, a jego oczom ukazały się resztki spermy. Chwilę później poczuł silny uścisk na karku. Został pociągnięty na łóżko tak brutalnie, że nie zdążył zaczerpnąć oddechu. Następnie poczuł na ustach jeden z najgorętszych pocałunków jakich kiedykolwiek w życiu doświadczył. Moment później ciało Jamiego na powrót spoczywało pozbawione ruchu. Uśpione niczym w zaklęciu.

Zachowanie starszego młodzieńca sprawiło, że książę wyswobodził się z jego objęć i lekko przestraszony opuścił komnatę. Wybiegł aż do ogrodu, trzymając się za łomoczące serce.


*1. Część pióra ptasiego  się ze sztywnych włosków.



*   *   *

Wszystkim życzę dobrej nocy i dziękuję za motywację do skończenia tego rozdziału. Dziękuję również za liczne wejścia. Kolejny rozdział pójdzie już z górki. Gdybyście mieli ochotę wczuć się jeszcze bardziej polecam czytać przy utworze John Williams - A Window to the past.


Wasza Damessa.


Ps. kolejne rozdziały w weekend.


1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, Buza mnie zdenerowała takim podejściem do Henrego, a Jeamie co tak śpi uparcie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoją opinię.