poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Dropsy w szkolnej szafce - V



Sterylne, szpitalne powietrze drażniło Lucasa w jego drogi oddechowe. W głowie dudniło mu niczym w studni do której ktoś co chwila wrzucał jakiś przedmiot odbijający się od kamiennych ścianek wytwarzając niemiłe dźwięki. Osoba mu towarzysząca, miała nieobecny wyraz twarzy, jak gdyby nadal była w samochodzie, patrząc w dal. Jego ojciec Gregor nie był złym człowiekiem, był jedynie odrobinę zamyślony w tej chwili. Podszedł do recepcji, kiedy to ciemnowłosy ruszył korytarzem, zabawnie ciągnąc za sobą stopy, przez co szurał dość głośno.   Była to jedyna rzecz, która nie działała na jego słuch jako kolejny powód do bólu głowy. Światła były przygaszone, a zielono-niebieskie ściany aż błagały o dotyk jakiegoś obrazu. Było tu przeraźliwie pusto. Chłopak prawie podskoczył kiedy usłyszał głos dobiegający z sali zaraz obok, której właśnie przechodził.
- Chłopcze. - Powtórzyło się.
Lukas nie potrzebował niczego więcej, aby wziąć nogi za pas i uciec jak najdalej od tego miejsca. Coraz bardziej miał ochotę wrócić do domu i zakończyć ten fatalny dzień. Nie strach, ale to dławiące uczucie złości kazało mu teraz biec.

Ranek był wyjątkowo zimny, w dodatku siąpiący deszcz zmuszał śpieszących się przechodniów
do wyciągnięcia z szaf parasoli i schronienie się pod nimi przed nagłą zmianą pogody. Niektórzy też siedzieli na tylnym siedzeniu taksówki wpatrując się nieobecnym wzrokiem w okno pojazdu. Noc była fatalna. Zaśnięcie praktycznie niemożliwe, a myśli tak prędko gdzieś się śpieszące. Miął w dłoniach kawałek swojego granatowego płaszcza. Z przyzwyczajenia sięgnął do kieszeni macając palcami w poszukiwaniu komórki. Zaklął cicho pod nosem i wcisnął dłoń głębiej, powoli ją rozluźniając. Mężczyzna prowadząc samochód zerkał co chwila na młodzieńca snując już teorię dotyczącą złego humoru swojego klienta. Spojrzał zadowolony na licznik, kiedy dojechał do miejsca docelowego.
Lucas oparł się plecami o szafkę wzdychając ciężko. Rozpiął górne trzy guziki i osunął się na podłogę zdejmując buty. Nie miał ochoty wstawać, kiedy usłyszał rozmowę przechodzących dziewczyn.

- Widziałaś dzisiaj Chrisa i Marka razem ?
- Widziałam - hihi - jestem strasznie podekscytowana.
Lucas zacisnął zęby wściekle. Albo dziewczyną odbiło, albo jego przyjaciel zrobił sobie z niego jaja.
Bynajmniej nie pasowała mu ta druga wersja. W dodatku brak telefonu dał pierwsze się we znaki kiedy nie mógł obliczyć wyniku na matematyce. Nie był najlepszy w liczeniu w pamięci. Niestety nie. Ale nie to było najgorsze. Mark siedział cały dzień cichy. Lucas musiał odwracać się na jego ławkę aby upewnić się czy nadal jest w klasie. Nie to było jego jedynym problemem. Ludzie szefptali między sobą patrząc na szycie w okolicy brwi. W dodatku jego rana na wardze co jakiś czas otwierała się sprawiając, że na zeszycie powstawały szkarłatne kleksy. Myślenie o tym, że nasz przyjaciel się od nas odsunął było bardzo bolesne. Minuty mijały kiedy w końcu nastąpiło wybawienie w postaci dzwonka na przerwę.

- Dlaczego mnie unikasz?! Mam już tego dość! - wściekał się szarpiąc go za ramie.
Mark wiedział, że to będzie trudne, ale nie spodziewał się aż takiego uniesienia z jego strony.
 - Lucas..ja potrzebuję czasu, tylko dla siebie. Nie gniewaj się.
- Jak mam się kurwa nie gniewać? - głos mu się załamał, a ręce puściły ramie przyjaciela.
Dopiero wtedy blondyn spojrzał na niego, a widok ten sprawił że jego oczy rozwarły się szeroko z przerażenia. Podniósł brodę ciemnowłosego i pocałował go w czoło. Było to tak spontaniczne i nieoczekiwane, że nawet sam Mark nie wiedział jak do tego doszło. Lucas jednak wydawał się nawet nie zdawać sobie sprawy z uczynku przyjaciela. Stał z przymkniętymi oczami oddychając regularnie. Myśli dudniły mu odbijając się od ścianek głowy. Znikając tak umysłem w głąb dotarł do wspomnienia zapachu olejku od którego wszystko zaczęło się psuć. Po tej jednej wizycie w domu Marka, Lucas stał nieruchomo, a łzy napłynęły mu do oczu.
- Chcę iść na lody po szkole.
*

- Dlaczego wziąłeś smak, którego nie lubię? - Zmartwiony i lekko obrażony ton Lucasa sprawił
że Mark odetchnął rozsiadając się wygodniej w fotelowych krzesłach dobrze im znanej lodziarni.
- Po to..- i tu zrobił dłuższą pauzę spoglądając na przyjaciela - żebyś mi nie wyjadał.
- Wcale nie wyjadam! Chciałem tylko zmienić smak. - spuścił lekko ton.
- Dlaczego mieszasz swoje ulubione lody, ze smakiem którego nie lubisz?
- Dzięki temu są ulubione. Nie nudzą mi się, bo razem z nimi jem inne. Gorsze.
- To głupia teoria.
- Tak samo jest z ulubionym dzieckiem.
- Wszystko w pożądku w domu ?
- Tak. Tylko mnie wczoraj pobili bo uderzyłem Chloe.
- Rodzice cię uderzyli ? - Mark już chciał zerwać się z siedzenia, kiedy został przytrzymany.
- Nie rodzice. - speszył się na samą myśl. - Napadli mnie jak biegałem. 
- Ile razy ci mówiłem że ktoś o twojej postóże nie powinien tak późno biegać?
- Ktoś o mojej postóże tak?! A weś się wypchaj. Przestało mi smakować!

Zanim Mark zdążył cokolwiek zrobić Lucas już biegł w stronę ulicy. Jego duma cierpiała, a kompleksy tylko rosły teraz w siłę. Jego ulubione lody pozostawione na stoliku, roztapiały się skapując na podłogę lodziarni, podobnie jak łzy po jego policzkach. Mark zabłądził w gonitwie swoich myśli, pozostając w miejscu w którym jego przyjaciel go opuścił. Patrzył na jego sylwetkę dopuki nie zniknęła.


***

I tak oto powróciłam do moich chłopców. Mam nadzieję, że się cieszycie. Odnośnie opowiadań mam jeszcze malutkie pytanie do was - Piszę nowe opowiadanie lepszym tytułem będzie  " I lost mind" , czy "Straciłem rozum" ? Życzę miłego poniedziałku i żegnam się z wami.



Wasza D.





1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, jak mi żal Lucasa biedny Mark zranił go tymi słowami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoją opinię.