(Gdybyście mieli ochotę wczuć się jeszcze bardziej polecam czytać przy utworze John Williams - A Window to the past.)
* * *
Nastawał ranek kiedy rycerze królowej wrócili do zamku, przekraczając pierwsze z umocnień. Słońce wstawało nad horyzontem barwiąc niebo na fiolety i róże mieszane z pomarańczem. Wiał delikatny wietrzyk zrywając złote liście z drzew. Ciepła jesień w królestwie Krotardu bywała jednak zdradliwa. Zbroje i oręże rycerzy szczękało kiedy konie zarżały i stanęły dęba. Pięciu mężczyzną udało się opanować wierzchowce. Rozglądali się jeszcze parę razy w tył upewniając się, że książę jednak nie podąża za nimi próbując wrócić niezauważony. Wiatr zerwał się i zawirował liśćmi unosząc je wysoko w niebo i ciskając w obrońców królestwa. Pośpieszyli konie i chwycili mocniej lejce. Kopyta stukały im po kamiennych uliczkach.