sobota, 10 grudnia 2011

"Dove stai andando" - Rozdział 2

Obudziłem się stosunkowo późno. Zazwyczaj wstawałem nie później niż dziewiąta rano. Tym jednak razem po nieprzespanej nocy, w łóżku spędziłem czas aż do czternastej. Brzuch bolał mnie niesamowicie. Jedyne czego nigdy się nie dotykałem, a co zawsze sprawiało mi cholerny problem to gotowanie. Babcia, była zdania że to kobieta powinna umieć przyrządzać posiłki. Nigdy się do tego nie wtrącałem, bo w sumie tak było i mi wygodniej i mojemu stylowi życia. Codziennie śniadanie na stole już gotowe - oszczędność czasu i energii.
Tym jednak razem obiad, będący zarówno pierwszym posiłkiem miałem przygotować sobie sam. 
Sobota, była jednak jeszcze gorszym dniem, niż ten poprzedni. Żaden sprzęt kuchenny nie chciał współpracować. W domu poczułem spaleniznę wylatującą z tostera i w około wszystko zrobiło się nagle mokre, kiedy automatyczny alarm, anty pożarowy uruchomił spryskiwacze. Stałem wtedy po środku wściekły, mokry i zaczęło robić mi się zimno. Czy ja prosiłem o lodowaty prysznic? Na domiar złego, usłyszałem dzwonek do drzwi. Chwyciłem natychmiastowo ręcznik i wytarłem co się dało, żeby wyglądać jak człowiek. W drzwiach stał nie kto inny jak Amy Lawrence. Największa laska w szkole poczynając od 1 klasy na 4 kończąc. Kiedy szła korytarzem oglądała się za nią nie tylko męska, ale i również żeńska część szkoły. Miała na nosie te czarujące okulary z czarną oprawką od Ray Ban'a, które ukrywały jej delikatny nosek i zalotnie podkręcone tuszem rzęsy.  Tyłek okalały zwykłe przecierane granatowe jeansy, biała zwiewna koszula, pod nią bokserka w kwiaty, szpilki w kolorze indygo, jeansowa wybielana kamizelka i opaska przypominająca warkoczyk. Nie mogąc się powstrzymać uśmiechnąłem się nie mogąc uwierzyć we własne szczęście.
- No wpuścisz mnie wreszcie do środka? - Doszedł mnie jej już lekko zniecierpliwiony ton głosu, który zazwyczaj działał na wszystkich jak plaster miodu na serce.
Odskoczyłem od drzwi i w mgnieniu oka znaleźliśmy się oboje w środku. Nie zdjęła butów zamiast tego przeszła przez całą długość salonu rozglądając się w około niczym drapieżnik szukający swojej ofiary.
Zmierzyła mnie wzrokiem z lekkim politowaniem i nakładając ręcznik na moją głowę uprzednio zabierając mi go z dłoni, delikatnie zaczęła osuszać moje włosy. Kątem oka zauważyła chyba zamieszanie jakie zrobiłem w kuchni bo właśnie tam zmierzała zakładając ręce w "x". Zacmokała niezadowolona i z kpiącym uśmieszkiem na twarzy powiedziała mi o moim stanie fizycznym, oraz intelektualnym.
- Może jednak przestaniesz stać jak kołek i pójdziesz się ubrać, a później przyjmiesz mnie jak gościa? To chyba umiesz zrobić co..?

- Tak! Poczekaj w salonie zaraz się ogarnę i do ciebie wrócę!
Popędziłem na górę w tempie na jakie do sportowca przystało. Dopadłem dębowej szafy i wyjmując z niej czarny podkoszulek, jasne jeansy, basebolówkę jaką kupiłem żeby szpanować przed dziewczynami, czyste bokserki i skarpety, zacząłem się szybko wycierać i ubierać. Nie wierzyłem że Amy siedzi właśnie na mojej kanapie w salonie i oczekuje mojego przybycia. A właściwie to czemu zawitała akurat w moich progach ? Poprawiając jeszcze włosy w lustrze naprzeciwko łóżka zbiegłem po schodach na dół.

- No wreszcie wyglądasz jak człowiek. - Skomentowała bez ogródek mój wygląd i poklepała kanapę obok siebie, uprzednio wybierając miejsce w którym powinienem spocząć.
- Powiesz mi dlaczego zawdzięczam twoją wizytę w moich skromnych progach?
- Dowiedziałam się od Marcus'a o wypadku twojej babci. - Położyła swoją małą ciepłą dłoń na moich splecionych w jedną pięść.
- Od Marcus'a ? Długo się znacie?
- Praktycznie od urodzenia, czemu pytasz?
- Tak po prostu, nie myślałem, że od razu z tą wieścią przyjdzie do ciebie.
- Powiedział mi przy kolacji, jak rozmawialiśmy. - Poprawiła za ucho blond pasemko włosów które uciekło z kucyka wysoko, aczkolwiek bardzo luźno upiętego na części potylicznej czaszki.
- Często jecie razem kolacje?
- Codziennie, a co w tym dziwnego?
- Yhym.. A nie obrazi się że jesteś teraz sam na sam z innym chłopakiem.
- Nie jest moim ojcem, nie może mi zakazywać spotykania się z kim mi się żywnie podoba. Czemu tak dopytujesz? Mam sobie iść?
- Nie! Oczywiście że nie, przepraszam za ten wywiad musiałaś poczuć się niekomfortowo. - Odsunąłem ręce tak, że musiała zabrać uprzednio swoją.
- Jeszcze bardziej niekomfortowo się czuję widząc jak się przede mną zamykasz. - Chwyciła mnie za podbródek i spojrzała swoim twardym wzrokiem w moje oczy. 
- Przyszłam bo chciałam cię jakoś pocieszyć. W szkole zawszę chodzisz z tymi swoimi kumplami, nie mieliśmy nawet jak porozmawiać. A kiedyś przecież znaliśmy się lepiej. - Nie mogłem skupić się na jej słowach, kiedy jej biust wychylił się zza koszulki. Chyba się zorientowała gdzie się patrzę bo przybliżyła się do mnie, tak że oddychaliśmy tym samym powietrzem. Widziałem jej delikatne piegi na nosie, których nigdy przedtem nie zauważyłem. Doszedł do mnie delikatny zapach jej perfum. Zdjęła czarne oprawki i opierając swoją lewą dłoń na moim torsie, poczułem jej delikatne usta na moich. 
* * *

Kolejny rozdział "dokąd zmierzasz" nieco później niż się zapowiadało.  Musicie mi wybaczyć to zaniedbanie, ale ostatnio nie mogę się zabrać za pisanie. Mniej więcej od koncertu Marsów. No i poznałam osobę która pochłania bardzo dużo mojego czasu : > Nie obiecuję szybko kolejnej notki. Mam aspiracje napisania jej na następny weekend, ale to na razie tylko plany. Życzę miłego dnia i zapraszam na kolejne notki.


   Pozdrawiam                         ..