poniedziałek, 2 grudnia 2013

Zwą mnie księciem Slytherinu. - 002

2. Malfoy Minor.

Kiedy dowiadujemy się, że nie mamy już nic oprócz domu i matki przychodzi ulga. Ulga spowodowana świadomością posiadania czegokolwiek. Pozorne bezpieczeństwo jakie zapewniła mi ta myśl zostało zburzone, tak jak i mój dom w którym się wychowałem. Malfoy Minor znajdujące się w Wielkiej Brytanii, w hrabstwie Wiltshire przestało istnieć wraz z moim umieszczeniem w Azkabanie. Zastanawiałem się jedynie dlaczego Narcyza nie przekazała mi tak istotnego faktu.
- Chodź mówiłem, że nie ma po co się tu deportować. - Pojawił sie chwilę po mnie. Wpatrywałem się w ruiny dziedzictwa Malfoyów. Czarne róże uwielbiane przez ciotkę Bellatrix nadal rosły. Niepielęgnowane zarosły większą część placu przed dworem. Krzewa która niegdyś miały prostokątny lub okrągły kształt, teraz straszyły swoimi swawolnymi łodygami.
- Kto ośmielił się to zrobić!
- Rozumiem twój gniew, ale nie możesz teraz kiedy jesteś już wolny, prawie wolny podkreślmy, sprawić że znowu stał byś się w ich oczach złoczyńcą.
- I tak już nim jestem. Wiesz o co pytali? Wiesz że rzucali na mnie Crucio? Takie jest to twoje kochane Ministerstwo! Biegnij piesku im wyszczekać co powiedziałem. Pieprzony aurorze. - Nie wiem w którym momencie przestałem cedzić zimno słowa, a zacząłem okładać go pięściami. Zahipnotyzowała mnie jego para zielonych oczu, których koloru wcześniej nie zauważyłem. Miałem ochotę się rozpłakać. Tak. I mimo iż czyn ten zhańbił mnie jeszcze bardziej jedna łza zakręciła mi się w oku.
- Już dobrze Draco. - Trzymał mnie mocno za nadgarstki przytulając.

wtorek, 26 listopada 2013

Nowy rozdział



         Nie będę się rozdrabniać więc przeproszę was jedynie za wymuszony rozdział, którego pisanie zajęło mi o wiele za dużo czasu, a ogólnie z którego efektu zadowolona nie jestem, więc oczekujcie jedynie małej korekty kiedy już wreszcie dostanę wystarczającą ilość czasu.


A tymczasem pomyślałam, że jednak miło wam będzie nacieszyć oczy chociaż odrobiną czułości.......

poniedziałek, 18 listopada 2013

Zwą mnie księciem Slytherinu. - 001



Akcja dzieje się w ostatnich tomach. Niektóre fakty są mocno zmienione na potrzeby opowiadania inne całkiem nie odbiegają od normy. 


1."Świat nadal istniał"



Pierwszy rozdział "Zwą mnie księciem Slytherinu"



Z pewnością świat nadal istniał, ale na pewno nie taki jaki chciałbym żeby był. W moim świcie nie leżał bym na pryczy, masując obolałe plecy. Tak. Z pewnością bym nie leżał.

środa, 9 października 2013

Nowy rozdział


W takim super ekstra szybkim tempie - informuje Was o nowym rozdziale na Skot x Daniel. Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania, zostawiania swojej opinii i ogólnie zawracania mi głowy. A teraz życzę Wam jednak dobrej nocy bo to już 1:20 :(

Dobranoc Wasza D.

sobota, 28 września 2013

Więcej nowych pomysłów.

      Kochani właśnie zaczynam nowe opowiadanie, tym razem jednak postacie nie będą pomysłu mojego. Uwielbiam HP, zapewne nie jako jedyna na tym blogu, dlatego też..

poniedziałek, 23 września 2013

środa, 18 września 2013

"Dove stai andando?" - Rozdział 4



- Wraaaaaaaaaaaa! - Krzyczałem próbując rozładować wściekłość, która buzowała we mnie. Całe zajście sprawiło, że moja twarz była krwiście czerwona. Patrzyłem w lustro oddychając głośno. Kopałem walizki i resztę rzeczy, które miały się złożyć na bagaż. Rzuciłem nawet moją cenną rękawicą z podpisem mojego największego basebollowego idola. Mój granatowy pokój nigdy nie był dla mnie cenniejszy niż teraz. Mimo to jednak śmigałem rzeczami w nim niczym orangutan w klatce. Ten cholerny orangutan nie tylko był wściekły, frustracja wylewała się z mojego ciała falami kolejnych dewastacji. Skakałem po łóżku mając na nogach jordany, kupione jeszcze nie tak dawno przez Tarę. Wysoka wieża wyrzucała z siebie dźwięki mojej ulubionej piosenki: Main Source-Just a friendly game of baseball puszczonej na prawie pełny regulator.

środa, 14 sierpnia 2013

Dropsy w szkolnej szafce - VI


Deszcz na nowo lunął, a cała słodycz po lodach rozeszła się niczym mgła w letni, chłodny wieczór. Godzina osiemnasta niosła ze sobą ochłodzenie wraz z unoszącym się coraz niżej słońcem. Drzewa szumiały pod wpływem wiatru, tak jak deszcz który poddawał mu się smagając ludzi na ulicach pod różnymi kontami padania. Kropne uderzały o kolorowe parasole wywołując donośne dudnienie. Opady wydawały się nie mieć końca. Niebo stało się szare, przez co ogólny efekt widać było po minach przechodniów. Jedynie kierowcy samochodów wydawali się niewzruszeni nagłą zmianą pogody. Lucas siedział z przymkniętymi oczami podkulając pod siebie nogi i pozwalając aby deszcz skapywał mu na odchyloną do tyłu twarz. Dzięki temu nie było widać przyczyny jego pobytu. Żałował, strasznie żałował swoich wybuchów

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Dropsy w szkolnej szafce - V



Sterylne, szpitalne powietrze drażniło Lucasa w jego drogi oddechowe. W głowie dudniło mu niczym w studni do której ktoś co chwila wrzucał jakiś przedmiot odbijający się od kamiennych ścianek wytwarzając niemiłe dźwięki. Osoba mu towarzysząca, miała nieobecny wyraz twarzy, jak gdyby nadal była w samochodzie, patrząc w dal. Jego ojciec Gregor nie był złym człowiekiem, był jedynie odrobinę zamyślony w tej chwili. Podszedł do recepcji, kiedy to ciemnowłosy ruszył korytarzem, zabawnie ciągnąc za sobą stopy, przez co szurał dość głośno.   Była to jedyna rzecz, która nie działała na jego słuch jako kolejny powód do bólu głowy. Światła były przygaszone, a zielono-niebieskie ściany aż błagały o dotyk jakiegoś obrazu. Było tu przeraźliwie pusto. Chłopak prawie podskoczył kiedy usłyszał głos dobiegający z sali zaraz obok, której właśnie przechodził.
- Chłopcze. - Powtórzyło się.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Sex n' Death - Rozdział 3



- Matko. - kiedy zawołanie nie zadziałało, słowa padły kolejny raz i kolejny, aż w końcu za czwartym rezem pulchna kobieta pociągnęła chłopaka za rękaw. Ten jednak wyrwał się zuchwale i dalej spoglądał na swoją rodzicielkę z oczekiwaniem. Nie przekonywało go jej szeptanie i prośby. Kiedy do wielkiej komnaty weszli straże hałasując przy tym ogromnie, królowa spojrzała w tamtą stronę, pożuciła dotychczasowe zajęcie i usiadła z powrotem na tronie, dumnie wyprężając piersi.
- Słucham was, co jest tak nieznoszące oczekiwania że wpadacie do sali tronowej w taki sposób? - uniosła brew czekając.
- Chodzi o jego książęcą mość, jaśnie królowo. - w tym momencie Henry nie wytrzymał już dalszego ignorowania jego osoby i tupiąc wściekły ruszył przez żołnierzy zaciskając zęby na zmianę, z parskaniem złości.
- To ja! To ja przyszedłem ci o tym powiedzieć matko, tylko mnie nie

czwartek, 25 lipca 2013

"Dove stai andando?" - Rozdział 3



Myśl, że całuję właśnie czyjąś dziewczynę sprawiła że chwyciłem Amy lekko za ramiona i odsunąłem od siebie. Sam nie chciał bym być powodem rozpadu czyjegoś związku, a tym bardziej  być współwinnym zdrady. I mimo że ostatkami sił walczyłem ze swoimi zapędami, wygrałem.
*
Amy poszła, a mi nie pozostało nic innego jak się uspokoić. Jak sięgnę pamięcią, kiedyś jak byliśmy jeszcze dziećmi faktycznie nasze kontakty były bardziej zażyłe. Możliwe że powodem rozłamu było dojrzewanie. Onieśmielało mnie podejście do niej w szkole i poderwanie jej, czy już nawet sama rozmowa. Nie rozmawialiśmy odkąd oboje skończyliśmy osiem lat. Później z mojej przyjaciółki dzieciństwa zmieniła się w atrakcyjną laskę. Kiedy widziałem ją na korytarzu hormony we mnie buzowały. Nie miałem problemów z zagadywaniem dziewczyn. Jednakże między mną a Amy była przepaść. Oboje mieliśmy do siebie sentyment z przeszłości, tylko to nie było argumentem do wznowienia znajomości, aż do tamtej soboty. I kiedy przypominam sobie jak niedojrzały, głośny i głupi byłem staram się nie pamiętać. Kiedy tylko widziałem kawałek jej ciała, chociażby piersi serce tłukło mi się o żebra niczym młot. Czułem jak krew szumiała mi w uszach. Być może właśnie wtedy ta piękna dziewczyna była moją pierwszą miłością, która pomogła pozbierać mi się po wypadkach babci. A Pani Lawrence pomogła mi nawet posprzątać zalaną kuchnię po spryskiwaczach. Z jakiegoś powodu ze znajomymi, z moją zgraną paczką kontaktowałem się tylko sms'ami. Nie chciałem się z nimi widzieć. Kiedy na nich patrzyłem widziałem piątek, widziałem przeszłość. Nie zależało mi już wtedy na niej. Przeszłość była trudna, a ja niczym smarkacz chciałem wtedy nie myśleć o tym  że Tara jest w szpitalu. To egoistyczne. Dowiedzieli się również że mieszkam sam. Stosunkowo krótko zajęło im dotarcie do informacji. Nie jestem pewien czy nie zrobiła tego moja babcia. Capnęli mnie właśnie wtedy, jak przełamałem się po wizycie Amy żeby sprawdzić jak czuje się babcia. Nie musiałem jechać autobusem, podwiózł mnie Marcus przywołany przez dziewczynę. Czułem się jednak źle z tym. Jechałem w samochodzie z chłopakiem ode mnie starszym i możliwe że będącym moim konkurentem. Lubiłbym go jako człowieka, ale na pewno nie jako chłopaka Amy.

Idąc korytarzem szpitala nie zauważyłem kiedy doczepiła się do mnie jakaś kobieta. Przedstawiła się jako opieka społeczna. Wiedziałem już wtedy, że nie wróży to nic dobrego. Na szczęście udało mi się ją zmylić i zgubić.

- Tara - wpatrywałem się w jej spokojną twarz. Oczekiwałem jakiejś reakcji. - Wróć do mnie zaczyna się robić coraz gorzej. Nie chcę być sam.
- Dlatego też nie będziesz. - głos rozpoznałem od razu, nie podnosząc na kobietę w brązowym komplecie garsonki, wzroku. - Skontaktujemy się z zastępczymi opiekunami, ale najpierw sprawdzimy który z twoich krewnych byłby w stanie przejąć nad tobą pieczę.
- Ja mam tylko ją! I nigdzie się stąd nie wybieram.
- Zrozum chłopcze, że nie możesz mieszkać ani w szpitalu, ani sam w domu. Masz dopiero szesnaście lat. - wtrąciła i chyba była już pewna, że wygrała.
- Siedemnaście.
- Słucham? - zapytała nie rozumiejąc mojej wypowiedzi.
- Mam siedemnaście lat. Nie szesnaście. - mój triumf jednak nic nie dał, gdyż i tak zabrakło mi jednego roku.
- Kiedy skończysz wiek pełnoletni, czyli osiemnaście lat będziesz mógł mieszkać sam. Do końca dnia dzisiejszego będę na ciebie uważać. Wieczorem dowiemy się co z twoją rodziną.

Sprawy miały się bardzo krucho. W dodatku ta flądra siedziała mi nad głową. Tym razem pilnowała nawet kiedy wychodziłem do toalety.

Kiedy postanowiłem się spotkać z Michael'em i Kevinem, Dollores pojechała ze mną. Siedzieliśmy sącząc coca colę ze szklanych butelek przez słomki w "Alibis". Było to stałe miejsce gdzie przychodziliśmy się spotykać. Wystawione na tarasie białe krzesła i stoliki pozajmowane były przez zadowolonych, zajętych swoimi sprawami amerykanami. Znalazło by się paru Azjatów, którzy rozmawiali głośno w swoim języku, chichoczące nastolatki, staruszkowie i oczywiście nie spuszczająca mnie z oczu Dollores. Kobieta, która od tamtego dnia miała być moją zmorą.

Kiedy ja tłumaczyłem znajomym moją sytuację, Amy siedziała z moją babcią. Uprzednio obiecując mi że gdy tylko się ocknie da mi znać telefonicznie. Sprawdzałem telefon średnio co dziesięć minut, upewniając się, że nie ma żadnego połączenia nieodebranego. Niestety żadne nowe wieści nie nadchodziły.

Ostatni raz widziałem się z nimi tamtego dnia, kiedy po kawiarni poszliśmy zjeść hot dogi wraz z Dollores.
Później rozbrzmiał już tylko dźwięk telefonu.



***

Tak oto wróciła moja wena i chęci. Postacie nie wyszły mi do końca tak jak chciałam, ale wszystko jeszcze przed nami. Zbliża się niestety koniec lipca, co oznacza połowę wakacji. W sierpniu co prawda pracuję, ale na pewno znajdę czas, żeby jeszcze coś dla was napisać. Tymczasem, życzę miłego dnia z Ustki.



czwartek, 20 czerwca 2013

Sex n' Death - Rozdział 2

Henry nie był zbytnio zadowolony z zachowania swojego brata. Ostatnio traktuje go albo jak 
powietrze, albo jak natrętnego dzieciaka. Cóż miał począć. Przebiegł przez korytarz i trafiając na drzwi do swojego pokoju trzasnął nimi najgłośniej jak potrafił, a gdy te zamiast się zamknąć jedynie się odbiły, doskoczył do nich jeszcze raz i kopnął je wrzeszcząc. Był młody i zagniewany i może Jamie ma co do tego rację, ale nie powinien go tak traktować. Pierz wysypywał się z wyrzucanych przez okno poduszek.

Luźniejszy strój konny spoczywał już na ramionach i udach blondyna. Buty przewieszone przez
 kark zwisały powodując młodzieńcowi dyskomfort. Sunął ostrożnymi krokami przez długi ciemny korytarz, uważając aby nie natknąć się ani na służbę, ani na członka swojej rodziny. Gdyby to był Henry jeszcze dało by się go jakoś przekupić, gdyby to była jego matka było by to ostatnie wyjście tej jesieni. Przedostanie się z zamku do stajni było więc nie lada wyzwaniem. Mimo to Jamie przebiegał coraz to więcej filarów chowając się za wymyślną draperią ścian, przemykając obok wysokich na 3,5 metra drzwi wysokości prowadzących do jadalni. Kiedy znalazł się na krętych schodach zaczął przyśpieszać puszczając się biegiem. Słychać stąd było już kucharki które przygotowywały obiad. Miły zapach wpadł do jego nozdrzy powodując, że brzuch zaburczał domagając się posiłku. Kuszony przysmakami Buzy zatrzymał się i w kucki przeturlał przemieszczając pod blatem w głąb. Zatrzymał się, unosząc lekko głowę zza lady i obserwował rozstawienie posiłków. Wysunął rękę próbując zwinąć jagodowe bułeczki na deser, gdy poczuł za sobą kobiecy, donośny głos przypominający mu zirytowany ton matki. Bynajmniej nie była to jego rodzicielka. Za jego plecami stała Buza. Kiedy się odwrócił patrzyła na niego karcącym spojrzeniem. Trzepnęła go po dłoni i już bardziej opiekuńczym tonem dodała.
- Jak jaśnie książę chce sobie poparzyć królewską dłoń to proszę bardzo, ale nie w moim królestwie. Rozbolał by cie od tak świeżego ciasta żołądek, a jak widzę znowu zamierzasz się gdzieś wymknąć więc lepiej, żebyś nie musiał tkwić w jakiś krzakach.
Blondyn uśmiechnął się tylko głupkowato, zarzucając kobiecie ręce na ramiona próbował wziąć ją na litość.
- Kiedy twój mały książę jest bardzo głodny, a jeżeli zaraz nie opuści tego przeklętego zamczyska schwytają go i wrzucą do wysokiej wierzy, gdzie zgnije ze starości.
- Też w moim wieku przydał by mi się twój młodzieńczy wigor Jamie.
- Ależ go masz Buza, tylko zawsze wieczorem. Bernard nigdy wtedy nie narzeka.
Pulchna kobieta zarumieniła się trzepiąc młodzieńca ścierką po tyłku za tą zuchwałą uwagę. Na samą myśl o królewskim gniewie za romans z lokajem przestała się uśmiechać.
- Cicho, bzdur nie gadaj. Służba dookoła.
Ściszonym głosem uspokoiła trafne stwierdzenia chłopaka i wręczyła mu ostygnięte bułeczki schowane pod ladą.
- Zmykaj łobuzie zanim oboje będziemy mieli przez ciebie kłopoty.
- Po stokroć dzięki ci o cudowna Buzo.
Wyszczerzył w uśmiechu swoje zęby i wciskając bułki za żakiet pognał w stronę królewskiej sutereny.
Wchodząc do pomieszczenia podpiwniczanego zatrzasnął za sobą masywne drzwi i zniknął w winiarni.
Podstawił sobie beczkę pod komin i wyciągając z niego sadzę na dłoniach naniósł parę razy na włosy. Kiedy upewnił się w odbiciu okna że całe zmieniły kolor i nie widać jego naturalnego, nasunął na nie czapkę i wyczołgał się przez uchylone okno. Kiedy doczołgał się do stajni jego koń poruszył się nerwowo wyczuwając jego zapach. Następnie zarżał, natychmiast uciszony przez Jamiego, który gładził go chwilę po pysku. Nagradzając konia dwiema kostkami cukru, otworzył zagrodę i wyprowadził go jak najszybciej uprzednio zakładając buty. Kiedy przekraczał most straże próbowali go zatrzymać. Brama ostatniego umocnienia otaczającego zamek powoli zasuwała się sprawiając że pozostawało mu coraz mniej miejsca na przejechanie. Ostatecznie zrezygnował jednak z wierzchowca robiąc ślizg między metalowymi wrotami. Koń zaparskał niezadowolony i stanął jeszcze dwa razy na tylnich kopytach zanim zrezygnował i dał się złapać strażnikom. W tym czasie młody książę był już daleko, klnąc brak wierzchowca. Wściekły takim obrotem sprawy zdjął żakiet od stroju konnego i rzucił nim o piaszczystą drogę. Miał teraz ochotę znaleźć się jak najszybciej na polance, obok księżycowego jeziorka. Słońce zachodziło o tej porze roku bardzo szybko przez co zostało mu niewiele czasu.
Kiedy dotarł do lasu i zostało mu coraz mniej czasu, zaczął się przedzierać machając rękami chaotycznie. 
Gęstwina lasu zaczęła w końcu ustępować kiedy słońce zaszło już całkiem. Las stawał się coraz rzadszy, kiedy wreszcie książę stanął na polanie. Księżyc oświetlał już ją leciutko, sprawiając że miejsce nabierało magicznego wydźwięku. Drzewa dookoła i trudność dotarcia do tego miejsca sprawiały, że było jeszcze mniej uczęszczane, ale również intymne. Jamie zdjął buty i zostawiając je w krzakach niedaleko jeziorka, wspiął się na pobliskie drzewo. Tym razem musiał czekać dość długo. Zdarzyło mu się nawet usnąć przez co prawie spadł z drzewa. Księżyc świecił już bardzo jasno, kiedy dwie ciemne postacie weszły na polankę i uciszając siebie nawzajem rozbierając i zanurzając się w wodzie księżycowego jeziorka. Oczy Jamiego błyszczały.

fin.
Kolejny rozdział kochani. Wybaczcie mi za taką przerwę. Wydaje mi się jednak, że było to na korzyść opowiadania. Dzięki czemu fabuła zyskała na świeżości. Zapraszam na inne nowe rozdziały na www. notes-dxl-yaoi.blog.onet.pl :)

Wasza D.

wtorek, 18 czerwca 2013

Nowy Rozdział.

Po długich zmaganiach z onetem i blokadzie twórczej, postanowiłam to wszystko ogarnąć, w skrócie
WRESZCIE DODAŁAM NOWY ROZDZIAŁ! - Nie jest to satysfakcjonujące co prawda po takim czasie, ale od czegoś niestety po takiej przerwie trzeba zacząć. Oficjalnie zawiesiłam już notes.
A nowy rozdział znajdziecie na http://skot-daniel-bialyxczarny-yaoi.blog.onet.pl/ Mam nadzieję, że odnajdziecie się w nowej sytuacji na blogu. A tymczasem miłego dnia :)

czwartek, 10 stycznia 2013

Przeniesienie

Moi kochani jak wiecie onet wprowadził wiele bezsensownych zmian, wydaję mnie się że lepszym wyjściem będzie najnormalniej w świecie przerzucić wszystkie (poprawione) rozdziały o czym osobiście marzę i kontynuować je tutaj. Co wy na to?