poniedziałek, 19 października 2020

Zwą mnie księciem Slytherinu - 006

 


6. Gorycz domu feniksa





Całego kaca przesiedziałem w łóżku. Cały ranek od godziny piątej próbowałem uspokoić zmysły, wspomnienia i nie oszaleć po obrazach, które widziałem nocy poprzedniej. Nie wiedziałem czy to co widziałem było prawdziwe. Matka wyglądała tak dziwnie, tak inaczej. 

*

Zerwałem się z posłania zlany potem po śnie o obrzydliwym przesłuchaniu w ministerstwie. Skupiłem się na pytaniach, które zaczęły nabierać sensu. Czy moja matka była na celowniku ministerstwa? Czy właśnie dlatego tkwiłem w mieszkaniu na ostatnim piętrze, należącym do aurora, fana mugoli? Żeby wydać własną matkę? W mieszkaniu dało się słyszeć dźwięki zwracanej cieczy i pokarmu. Po moich jasnych marmurowych policzkach, płynęły nieśpiesznie wytyczające nowe ścieżki łzy. Trwałem tak trzęsąc się z zimna. Kiedy już myślałem że wymioty ustały, żołądek na nowo zaczął okrutny taniec z sokami, które jeszcze tam pozostały. Niczym pyszny nastolatek jak głupiec wypiłem ten alkohol, myśląc że da mi to namiastkę poczucia normalności. 

Kiedy wszedł do mieszkania, nadal siedziałem w wannie. Gorąca woda była kluczem do relaksu w moim przypadku. Pamiętam jeszcze moje kąpiele w Hogwarcie w łazience dla prefektów na piątym piętrze. Pamiętam moje pierwsze schadzki tam z Zabinim. Blaisey stanowczo zmienił mój sposób funkcjonowania w szkole. Zmienił moje postrzeganie przyjemności i spojrzenia na pewne codzienne czynności. Już nigdy nie potrzebowałem zaspokojenia się samemu ręką, aż do dzisiaj. Popęd fizyczny, nie zjednał się jednak z tym psychicznym. Zacisnąłem pięści patrząc na swoje nadal poranione przeguby. Rzucali na mnie crutiatus jakby to było zaklęcie alohomora zapraszające na popołudniową herbatkę z ciasteczkiem do bram zamku królowej. Czym oni różnią się od popleczników Voldemorta. Wstałem i wyszedłem stopami na dywanik leżący przed wanną. Woda ściekała w dół tworząc ciemne plamy na jasnych beżowych włóknach. Westchnąłem widząc swoje odbicie w lustrze. Więc tak wygląda się na kacu i po latach zamknięcia w Azkabanie? Uśmiechnąłem się ironicznie. Wychodząc z łazienki założyłem ręcznik na biodra, oplatając się puchatym materiałem. Czarny kolor kontrastował z moim jasnym ciałem pogłębiając lichość mojego wyglądu z odbicia lustrzanego. W sypialni na łóżku leżała zostawiona dla mnie zielona koszula, lniane beżowe spodnie, bielizna i skarpetki. Uśmiechnąłem się pod nosem zrzucając z siebie ręcznik. Syknąłem z bólu odrywając od koszuli metkę. Na opuszku kciuka pojawiło się rozcięcie. W tym właśnie momencie auror postanowił wpaść do pokoju zaniepokojony.

- Co się stało? 

Zapytał zaalarmowany obecną sytuacją. Spojrzałem na niego z lekko głupkowatą aczkolwiek przebiegłą miną. Po czym przysunąłem do jego ust krwawiący palec.

- Potrzebuje zatamować krew śliną. 

Patrzył się jakby otumaniony, nieco nieobecnymi, acz intensywnie zielonymi oczami na mnie. Po czym bez słowa sprzeciwu zlizał krew ciepłym, wilgotnym czubkiem języka. A wyglądał przy tym tak cholernie pociągająco i niewinnie, że musiałem zagryźć wargi, żeby nie wydać z siebie jęku. Jedynym czym teraz tak cholernie pragnąłem, było chwycenie go za głowę i zmuszenie do klęknięcia do mojej spragnionej męskości, ukrytej pod materiałem lnianych spodni. Przełknąłem ślinę, opuściłem dłoń wzdłuż ciała i szybko odzyskując rezonans narzuciłem na ramiona materiał koszuli. 

Podszedł do mnie bliżej zapinając guziki. Podobała mi się ta inicjatywa. Ale jeśli wciąż będzie mnie tak prowokował to osobiście dopilnuje, żeby mi za to zapłacił. 

*

Szliśmy wzdłuż spokojnej ulicy, kiedy nagle się zatrzymał przy kamienicy z czerwonej cegły. Witryna okna ukazywała bar śniadaniowy. Ktoś właśnie wychodził, bo drzwi się otworzyły a dzwoneczek przez nie uderzony wydał dźwięczny sygnał. Mężczyzna zdjął kapelusz, skłonił się lekko z uśmiechem na ustach.

- Dzień dobry sąsiedzie. Jak panu mija ten uroczy poranek. 

- Oh pan Rupert. Jak miło, że na siebie wpadliśmy.

Uścisnął mu dłoń, wyraźnie zadowolony ze spotkania.

- Wpadłem ze znajomym na kawkę i śniadanko. Jak zawsze kiedy pracujemy do późna. 

Mężczyzna zrobił lekko zaskoczoną minę, a bruzdy na jego starej twarzy pogłębiły się nieco.

- Do stu piorunów, toć to powinno być karalne. Panie Henryku proszę to koniecznie gdzieś zgłosić.

Brunet uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi. Na samą uwagę zgłoszenia Ministerstwa Magii do urzędu pracy, rozpromieniła mi się twarz. 

- Przepraszam, a ty młodzieńcze. Jesteś zapewne przyjacielem Henryka?

Zostałem nagle zauważony i wcale nie czułem się z tym źle. Jednakże kiedy już zamierzałem się przedstawić auror wszedł mi w słowo.

- A to tylko przyjaciel z pracy. Przyprowadziłem go tu bo jego głodny brzuch słychać było w całym biurze. 

Nie spodobała mi się jego reakcja. W dodatku próbował wepchnąć mnie do baru. Nie dałem jednak za wygraną zastawiłem się nogą i podałem staruszkowi dłoń na znak szacunku.

- Draco Lucjusz Malfoy, we własnej osobie, kolega z pracy tak jak już Henryk wspomniał. 

- Rupert Montgomery, cała przyjemność po mojej stronie. 

Pochwycił moją i również uniósł leciutko kapelusz. 

- No będę się zbierał, przyjeżdża do mnie jutro gość muszę jeszcze kupić parę rzeczy do lodówki i oczywiście ciasteczka do herbaty. Miłego dnia panowie. 

Po wymianie uprzejmości, auror niezbyt delikatnie wrzucił mnie do środka lokalu. Niezadowolona mina towarzyszyła mu później cały czas.

- Tak bardzo nienawidzisz mugoli, a przed chwilą co to było.

- Był zaskakująco uroczym mugolem. 

W rzeczywistości całkiem o tym zapomniałem. Chyba brakowało mi odrobiny uwagi ze strony drugiego człowieka. 

- Dlatego postanowiłeś wypaplać mu swoje prawdziwe imię i nazwisko?

Jego oburzenie było według mnie grubo przesadzone. Oblizałem łyżeczkę po śmietance do kawy, a on wybałuszył na mnie oczy jeszcze bardziej. Kopnął mnie w kostkę pod stołem. 

- Nawet w dzielnicy mugoli musisz się wyróżnić prawda? Po co ja tracę na ciebie czas.

Mój wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Poczułem się urażony jego słowami. Moje wąskie usta wykrzywił grymas. Kurtynę zawodu zakrył makiawelizm, który nie szczycąc się opanowałem do perfekcji latami znosząc okrutne zachowanie ojca. Przez chwilę popełniłem błąd, za który przyszło mi znowu zapłacić. 

Wyjrzałem przez okno, przechylając filiżankę z parującą kawą. Jej cudownie gorzki smak rozlał się po moim podniebieniu. Auror siedział z nosem w gazecie, nadzwyczaj markotny jak jeszcze nigdy odkąd go poznałem. Śniadanie zjedliśmy w kompletnej ciszy, przerywanej jedynie szczękaniem sztućców. Oczami wyobraźni odtwarzałem sobie rysy twarzy staruszka. Teraz już wiem. Wygląda podobnie do kogoś mi znanego. 

*

Po moim powrocie, dom był cichy. Wszedłem na piętro na którym w głębi paliło się zdławione światło. Ginny siedziała na fotelu. Jej rudawe kosmyki włosów uwolnione z kucyka opadły na długą szyję. Na długich nogach założonych o oparcie fotela, spoczywały skarpety w zielone ropuchy. Widok ten rozczulił mnie. Podszedłem do niej wyjąłem książkę, którą trzymała w dłoniach. Jej delikatne ciało, poddawało mi się bezwładnie podczas snu. Położyłem ją na łóżku, ściągnąłem skarpetki. Moim oczom ukazały się jej kobiece zadbane stopy. Usiadłem na łóżku, ujmując jedną z nich w dłonie. Pocałowałem największy palec. Poczułem jak moja męskość zaczyna puchnąć. Masowałem jedną stopę po drugą, ale moja żona ani drgnęła. Wodziłem nosem od łydki po zakończenie uda, aż napotkałem materiał szortów. Odchyliłem go nieznacznie odkrywając jej ogoloną różową cipkę. Oblizałem palec, kierując go w tamtym kierunku. Od razu przypomniała mi się faktura i smak kciuka Draco. Musiałem sapnąć, bo fiut zapulsował mi boleśnie w spodniach. Zagłębiłem w nią jeden palec, kciukiem masując delikatnie łechtaczkę. Do kciuka dołączyły usta i język, sprawnie poruszając się po jej delikatnej skórze. Zaciągnąłem się zapachem, który zaczęła z siebie wydawać. Do moich sapnięć pożądania, niedługo dołączyły jej senne jęki. Pozbyłem się dolnej części garderoby nas obojga. I nie mogąc już dłużej się powstrzymać zagłębiłem się w nią powolnymi, acz stanowczymi ruchami. W tej chwili otworzyła swoje brązowe zaspane oczy. Moje biodra przyśpieszyły. W ferworze pożądania, szarpnąłem za jej górną część piżamy urywając guziki. Chwyciłem w dłoń jej zgrabną pieść i ścisnąłem mocno. Jęknęła z bólu i trzepnęła mnie w głowę niezadowolona z moich poczynań. Nie umknęło to mojej uwadze, jednakże byłem tak rozpalony, że jedyne o czym mogłem teraz myśleć to orgazm na jej słodkie usteczka zalewając ją niczym ciasto eklerkowe gęstym białym kremem. Uderzałem mocno moimi biodrami o jej wejście i nagle, Ginny postanowiła zepsuć moje dotychczasowe dzieło. Popchnęła mnie na łóżko i nabiła się na mnie. Leżałem nie mając kompletnie kontroli nad tym co będzie ze mną robić. Przytrzymałem jej biodra, wchodząc w nią do samego końca. 

- Ej 

Sapnęła niezadowolona moimi poczynaniami. Zignorowałem ją jednak kiedy zaczęła się delikatnie na mnie poruszać, wyszedłem jej biodrom na przeciw przyśpieszając tempo. Przez chwilę czułem, że znowu kontroluję sytuację przyśpieszając coraz bardziej. Jej piersi podskakiwały radośnie. Przerwała mi kolejny raz 

- Harry przestań. Wiesz, że nie lubię jak pieprzysz mnie jak jakiegoś prosiaka. Daj mi trochę czułości.

Poruszała się na mnie powoli, unosząc i opuszczając biodra, zataczała na mnie kółeczka, zaciskała mięśnie kegla i rozluźniała. A ja poczułem jak powoli zaczyna mnie to nużyć. Czułem mniejsze tarcie na członku. Zanim jednak zdążył opaść, Ginny zaczęła jęczeć coraz głośniej, aż w końcu osiągnęła spełnienie opadając na mnie. Po czym zsunęła się na łóżko.

- Widzisz kochanie, czyż to nie było bardziej seksi niż te twoje ruchy?

Pocałowała mnie i odwróciła się zasypiając. Wstałem zrezygnowany, okryłem ją kołdrą. Chwyciłem piżamę i skierowałem się do łazienki. Tam wrzuciłem materiał do kosza na pranie. Zdjąłem z siebie koszulę, która powędrowała w to samo miejsce. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Fiut leżał żałośnie na moim udzie, niczym zasuszona rodzynka. Westchnąłem i wszedłem pod prysznic, gdzie odkręciłem zimną wodę.

A kiedy siedziałem w końcu w ciszy w domu popijając whisky przed telewizorem, czułem jak alkohol przepływa mi w żyłach upijając mnie delikatnie. Poczułem jak moje ciało zaczęło delikatnie się rozluźniać pływając myślami po zakamarkach mojej głowy. Obudziłem się nagle, słysząc tłukące się niedaleko mnie szkło. Nie to było jednak istotne. Przed oczami wyobraźni po intensywnym śnie nadal miałem w głowie obraz Zabini'ego całującego Draco. Żarliwie, zwierzęco jakby od tego zależało ich życie. Przypomniałem sobie nagle sytuacje sprzed lat, kiedy zabrałem Malfoyowi ubrania, niwecząc jego plany zniszczenia spotkania Gwardii Dumbledor'a, które organizowaliśmy ukrywając się przed Brygadą Inkwizycyjną. Tętno miałem przyśpieszone, przez co oddech był cięższy niż zazwyczaj. Włożyłem dłoń w bokserki. Objąłem twardego penisa, a biodra same wykonały ruch. Bielizna już była mokra od ejakulatu. To jakieś szaleństwo. Wyjąłem dłoń i starałem się skupić uwagę na czymkolwiek innym. Starałem się oddychać równomiernie. Już dawno temu udało mi się zapomnieć o tej sytuacji, teraz jednak wróciła, a ja nie mogłem przez to nad sobą zapanować. Wszystko przez to, że Ginny myślała dzisiaj tylko o sobie. I pomyśleć, że pewnie myśli że ja też doszedłem, bo mój penis skurczył się od tych czułości do wielkości orzeszka. 

Wstałem zrezygnowany starając się zmienić tor moich myśli. Ze składzika, wyjąłem zmiotkę i szufelkę i posprzątałem, szczątki mojej ulubionej szklanki na whisky, która musiała wypaść mi z ręki kiedy zasnąłem.

Wyszedłem na spacer po okolicy naszego osiedla domków jednorodzinnych. Kroki przywiodły mnie na plac zabaw. Usiadłem na jednej z huśtawek. Wyciągnąłem z kieszeni papierosa i odpaliłem go wyszeptując cicho Incendio, a już po chwili mogłem nieprzerwanie zaciągać się dymem tytoniowym. Spojrzałem na nieboskłon, powoli zaczynało już świtać. Niebo stawało się coraz jaśniejsze i bardziej kolorowe. Ziewnąłem, czując jak od siedzenia zdrętwiało mi ciało. Ptaki zaczynały swój poranny świergot, a ja ruszyłem w kierunku domu. 

Ciekawe czy Draco też nie może spać po tym co go spotkało.


* * *


Moi drodzy, życzę Wam uroczego poniedziałku. Basiu dziękuję za pozostawione dobre słowo. Życzę Wam wszystkim zdrowia psychicznego i fizycznego w tym trudnym dla nas czasie. Następny rozdział już się piszę, więc zapraszam na kolejną część już za tydzień. 





czwartek, 8 października 2020

2. Niewygodne połączenie

 

Dziwnie jest czytać o sobie z gazet i mediów społecznościowych. Wiesz, że piszą o tobie, ale nie ma to jednak żadnego pokrycia z rzeczywistością. Niby są tam twoje zdjęcia, a jednak wszystko całkiem obce. Chyba tym razem nie chcę wiedzieć jak to się skończy. Fani cię kochają. Ale czy ta miłość jest w jakikolwiek sposób prawdziwa? Przecież nikt tak na prawdę cię nie zna. Moja prywatność właśnie została rozerwana na kawałki bardziej niż dotychczas. Niż kiedykolwiek od samego debiutu. Wybaczcie, że tak nostalgicznie i żałośnie brzmią te słowa, ale nie umiem ubrać ich jakoś sensowniej.  


Powieki były ciężkie, w sumie dziwnie tak samo jak moja klatka piersiowa. Kiedy tylko spróbowałem unieść głowę, przeszywający ból napotkał sprzeciw całego ciała. Otworzyłem oczy czując jak suche mam spojówki. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie wylądowałem przez przypadek na pustyni, zamiast w domu. W domu? Ah.. no tak przecież wczoraj przyleciałem do Polski. Wszystko dookoła wirowało. Jakaś cholernie ciężka ręka oplatała mój tors. Na co patrzyłem? Jakaś wielka, muskularna łapa leżała na mnie. Z tej perspektywy widziałem jedynie nagie wyrzeźbione plecy, kark i brązowe włosy. Wszystko z pewnością należące do faceta. 

- Kurwa, z deszczu pod rynnę. - Wzdychnąłem, zsuwając z siebie obce ciało. Próbując wygramolić się z łóżka potknąłem się jeszcze o leżące na podłodze jeansy. Zakrywając dłonią usta starałem się powstrzymać soczystego pawia, który napierał na polską kulturę jak bolszewicy do 1989 roku. 

- Wszystko okej? - Głos zza pleców najwyraźniej obudził się starając się zwrócić moją uwagę. 

- Nie mów do mnie teraz.

Bieg przez mieszkanie w mdłościach to mój najmniej ulubiony sport ekstremalny. 

Kiedy wymioty ustały stanąłem ledwie na nogach otwierając kurek w prysznicu. Lodowata woda spływała po twarzy jak za dnia kiedy opuszczałem Seul. Tak bardzo przypominała mi wtedy deszcz gasnącego lata. Jak zza mgły pojawiły mi się w głowie gorące pocałunki. Co się ze mną dzieje? 

Stając otulony szlafrokiem wpatrywałem się w piszącego coś na telefonie faceta mającego na sobie jedynie spodnie. Siedział na łóżku tyłem, ze stopami opuszczonymi na podłogę. Odwrócił się kiedy odchrząknąłem. Mięśnie mu się napięły i rozluźniły na dźwięk mojego głosu. 

- Jeszcze nie wyszedłeś? 

- A tego właśnie chciałeś? - Jego głos brzmiał nade prowokacyjnie wypowiadając te bezczelności. 

- Słuchaj - przetarłem dłonią twarz czując, że kac nadal tam jest. Nie byłem pewny czy chcę w ogóle tą sytuację wyjaśniać. 

- Nie wiem jak ty, ale ja nie znikam zaraz po przebudzeniu w takich sytuacjach mały. 

Osłupiałem słysząc słowo jakim mnie określił. Mój wzrost był zawszę dotychczas bez zarzutu. Całe metr osiemdziesiąt. No dobra, całe bez dwóch centymetrów. Nie mogę uwierzyć, że spałem z .. no właśnie bardziej mnie dziwiło, że z facetem czy że spałem z kimś przypadkowym i kompletnie nic nie pamiętam? A to ci historia. Ledwie przyjeżdżam po jednej katastrofie, a zaraz wpadam w drugą. 

- Sorry, nie wiem jak masz na imię. 

- Zapewne jakieś orientalne, skoro jestem żółty dupku. 

Parsknął cicho ze śmiechu. Bynajmniej nie cieszyło mnie, że bawią go moje ironie. 

- Nie jestem rasistą, ale skoro ty tak to będę się zbierał. 

Nie zamierzałem go zatrzymywać. Jak tylko zapiął wymiętą białą koszulę wkładając ją w jeansy, ruszył w moją stronę. Zerknął w lustro poprawiając kosmyki brązowych włosów, które opadły mu podczas snu na oczy, które stało akurat za mną. Później jego wzrok przeniósł się na mnie, złapał mnie za podbródek i zanim zdążyłem się połapać o co tu chodzi, zetknął swoje usta z moimi. Położył mi drugą dłoń ma plecy i przycisnął mocniej do siebie. Byłem w jego ramionach całe dwie sekundy po czym odsunął się i odszedł w stronę drzwi. 

- Obyśmy kiedyś spotkali się w trzeźwiejszych okolicznościach. 

Stałem tak jeszcze przez chwilę, czując wciąż ten potężny pocałunek. W nosie nadal wibrował mi jego męski zapach. A ciało przechodziło dreszcz za dreszczem. Uniosłem dłoń dotykając nadal wilgotnych warg. Oddech biegł nadal za nim aż na klatkę schodową. Zerknąłem w dół, odsłaniając poły szlafroka. Fiut stał w pełnej gotowości, zadowolony otrzymanymi bodźcami z mózgu. 

- I ty Brutusie przeciwko mnie? 


Kiedy do mieszkania wpadła Ji-soo z grubsza już ogarnąłem. Siedziałem, sącząc czarną i gorzką jak smoła herbatę. 

- Jestem już. - Spojrzała na mnie krytycznym okiem. Obeszła mieszkanie, udając policyjnego psa. 

- Śmierdzi tu seksem, kogo bzykałeś? 

- Nie wiem. - Rzuciłem krótko, nie chcąc wracać do sytuacji. - daj mi tabsy.. - wyjęczałem, kładąc czoło na przyjemnie zimnym blacie stołu. 


- Masz. - Zaszeleściła reklamówką obok mnie

- Oppa, co się z tobą dzieje? Co się stało w Seulu? Czemu przyjechałeś? 

Zdecydowanie bardziej podobało mi się pierwsze pytanie, niżeli każde kolejne. 

- Chyba spałem z jakimś typem, którego niedawno wywaliłem z mieszkania. 

- Typa? Jin-hoon jesteś biseksualny? - Patrzyła uważnie na moją reakcję, czułem to spojrzenie, które wwiercała we mnie w tej chwili. Połknąłem dwie pastylki, popijając wodą. Odkręciłem jeszcze małą buteleczkę, wypijając ją jednym haustem. 

- Ja nie mówię, że to źle, ale nie znasz go? Kim był? Jakiś polski fan? Wie kim jesteś?

- Jin-hoon, nie mam zielonego pojęcia, ale wnioskuję, że nie bo nie znał nawet mojego imienia. 

- Ufff.. - wyraźnie odetchnęła. 

- Nie mam pojęcia jak to się stało. Obudziłem się z nim w łóżku. A zanim wyszedł .. - podrapałem sie w tył głowy.

- To jeszcze mnie pocałował, tak że mi kemping rozstawił. Więc na pewno nie przyszedł tu bo nie miał gdzie spać. 

- A ten, no używaliście zabezpieczeń?

Spojrzałem na nią gniewnie. 

- Nie mam zielonego pojęcia co stało się wczoraj między dwudziestą trzecią, a ósmą rano.  

- Oppa, a chociaż był przystojny?

- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. 

Oczy tego małego potwora rozbłysły na sam dźwięk słowa przystojny. 

- Spotkasz się z nim jeszcze? 

- Po pierwsze wyrzuciłem go z domu, po drugie nazwał mnie rasistą, wykorzystał po pijaku, po trzecie nawet gdybym po tym miał jeszcze jakieś masochistyczne skłonności żeby go spotkać nie mam ani jego numeru ani nawet imienia. 


Po doprowadzeniu się do stanu używalności chwyciłem odkurzacz sprzątając mieszkanie. W pewnym momencie natrafiłem na coś nie możliwe do zassania. Wyłączyłem na chwilę maszynę i klękając schyliłem się żeby zajrzeć pod łóżko. Moim oczom ukazał się telefon. Z pewnością nie mój. Próbowałem go odblokować, ale bezskutecznie. Westchnąłem siadając na podłodze. 

- Czyli miał rację, jeszcze się spotkamy. 



====

Witajcie, mam nadzieję, że Jin-hoon i jego postać przypadnie wam w serduszka i pokochacie go z czasem tak jak wszystkie inne moje opowiadania. Tymczasem lecę napisać jeszcze rozdział HP i życzę wam udanego weekendu.