niedziela, 25 września 2011

Dropsy w szkolnej szafce - II

            Mieszkanie Mark'a znajdowało się w dość hałaśliwej dzielnicy, jakieś dziesięć minut jazdy metrem od szkoły. Wieżowiec był monumentalnie wysoki, mieszkało w nim nie mniej niż pięćdziesiąt rodzin, co dawało około siedemnaście pięter. Klatka schodowa była już nieco mniej przyjazna niż cała reszta. Wyglądała bardziej jak szpitalny, albo więzienny korytarz, niż coś przez co przebijała się masa wolnych, niezobowiązanych ludzi.
Blondyn nigdy nie chodził schodami, w końcu mieszkał na ostatnim piętrze. Jednak przez tą bujną kasztanowo-orzechową czuprynę, kiedy tylko pojawiała się na horyzoncie naginał swoje zasady. Tym razem nie było również inaczej kiedy lekko zasapany trzymał się granatowej poręczy pomagając sobie rękami wejść na kolejne piętro.
Pot spływał im obu z czoła kiedy to doczołgali się wreszcie pod właściwe drzwi.
- Co za diabeł kazał ci znowu gnać po schodach tego niekończącego się labiryntu, kiedy pod nosem masz windę? 
 - To że dbam o twoje zdrowie to tylko moja boska dobroć. Mark ale proszę cię wyciągnij już te cholerne klucze bo na myśl o czymś do picia robi mi się słabo.
Jedynie cichy śmiech przyjaciela odpowiedział mu na jego prośbę. Blondyn w miarę najszybciej jak mógł wygrzebał klucz z torby i powolnymi już ruchami zaczął się siłować z zamkiem.
             
         Wnętrze raczej nie należało do przytulnie urządzonych kobiecą ręką. To wyrażało nowoczesność i surowość zarazem. Kontrastowe kolory na ścianach, dobrze dobrane meble i zero dodatków typu dywan. Ojciec Mark'a zawsze uważał je za niezbyt wygodne, a w dodatku całkowicie nie wydajne. Były za to jednym wielkim legowiskiem dla kurzu. Obrazów na ścianach też praktycznie nie było, jedynie tam gdzie to konieczne. Kwiaty też wydawały się sterylne i takie nienaturalne. Kiedy się wchodziło do kuchni miało się uczucie chłodu i wrogości. Cały ten przykry nastrój nieco łagodziło igrające z długimi zasłonami promienie słońca. Biegały wzdłuż i wszerz po przedmiotach nie mogąc się zdecydować na czym przystać. Jedyną niezgodnością w stylu w jakim zostały urządzone pomieszczenia była sypialnia niebieskookiego. Po popchnięciu prostych, wykonanych z ciemnego drewna drzwi wchodziło się do istnego raju dla oczu po tych smętnych kolorach po drodze. Rozkład pokoju był dość zwyczajny.. łóżko, biurko stojące w centrum dobrze oświetlone potężnym oknem, regały z książkami, komoda, szafa narożna.. Uwagę przykuwał raczej sposób w jaki zostały pomalowane ściany. Na jednaj z nich przedstawiały niebo przed burzą. Kiedy to chmury stają się ciemne, groźne i ciężkie, a lada chwila ma zacząć padać z nich ulewny deszcz. Na reszcie były wypisane ciągiem słowa. Bez jakiegokolwiek składu czy ładu. Nie pasujące do siebie wyrazy. Nie były to zwykłe frazy pisane ręką niewprawionego autora mającego pustkę w głowie. To było coś na kształt jakiejś dziwnej zagadki i im dłużej człowiek stał czytając i próbując słowa te jakoś połączyć tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to jednak nie ma sensu bo żadna zbieżność nie istnieje.
- Czego się napijesz? Mam.. - Nie zdążył dokończyć kiedy mu przerwano.
- Napiłbym się czegoś z procentami, co pomogłoby mi się nieco rozluźnić.
- Najlepszy na stres jest masaż, nie powinieneś pić alkoholu ze swoją słabą głową.
- Wcale nie mam słabej głowy, jasne! Po prostu tamta wódka była jakaś lewa. Ale i tak dzięki. Masaż? W sumie to nie jestem pewny czy to dobry sposób, bo w sumie co to ma wspólnego z mózgiem, kiedy masuje się tylko mięśnie..
Iście niebezpieczny pomysł przeleciał z prędkością światła przez głowę jasnych włosów. Był co prawda całkiem oderwany od rzeczywistości, ale do zrobienia.
- Jak chcesz.. mogę ci udowodnić, że jednak się mylisz. - To właśnie to ostatnie słowo ugodziło Lucasa w dumę i kazało mu przyjąć wyzwanie dane mu przez iskrzące się oczy Mark'a.
- Najpierw przynieś mi alkohol, a wtedy udowadniaj se co chcesz. O której dzisiaj wróci twój ojciec?
- Nie musisz się martwić dzisiaj ma nocną zmianę więc wróci pewnie nad ranem.
Blondyn zwinnym krokiem ruszył w kierunku salonu, gdzie uwięzione za drzwiczkami barku spoczywał biały trunek z ozdobnym korkiem i eleganckim purpurowym napisem "Soplica". Wrócił z dwoma kieliszkami i butelką na srebrnej tacy, na której stało coś jeszcze.
- Olejek eteryczny? Po co ci to?
- Mówiłem, że zrobię ci masaż. To ..- wskazał palcem na niewielką plastikową buteleczkę w nieco różowym odcieniu. - ..jest mi potrzebne. 
Brązowooki wyciągnął rękę siedząc na podłodze opart plecami o łóżko i jednym haustem opróżnił szklane naczynie. Kiedy jednak jego towarzysz nie poszedł w jego ślady mimo nalanego w drugim kieliszku przezroczystego alkoholu, podniósł go za niego i rozchylając palcem jago wargi przechylił wlewając gorzką ciecz w jego drżące od dotyku wargi. Jabłko Adama poruszyło się z miejsca kiedy Mark przełknął. Brzuch palił go żywym ogniem, bynajmniej nie z powodu tego co przed chwilą wypił. Lucas był jedynie jego przyjacielem, nie mógł przecież tego zepsuć.



...Oprzeć się rozkoszy i zatopić gorycz w melodii wiatru..
                                                          
*** 

Nowy rozdział, nieco dłużej niż to zakładałam. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, bo nie mam na razie internetu (przez przeprowadzkę) a że jestem u kuzyna to skorzystałam z okazji i coś naskrobałam. Tymczasem życzę Dobrej nocy i sama również idę spać. Za literówki i jakieś błędy stokrotnie przepraszam.