środa, 22 lipca 2020

Zwą mnie księciem Slytherinu - 005

5. Definicja upokorzenia


„I tak się składa, że członkowie Brygady Inkwizycyjnej MOGĄ odejmować punkty. Tak więc, Granger, odejmuję Gryffindorowi pięć punktów za chamskie wyrażanie się o naszej nowej pani dyrektor... Macmillan, też pięć, bo mi się sprzeciwiasz, Potter, pięć, bo cię nie lubię... Weasley, koszula ci wyłazi, za to też pięć punktów... Och, zapomniałem, ty, Granger, jesteś szlamą, więc za to dziesięć...” 
Czas kiedy Draco był przy słodkiej władzy mijały mu bardzo płynie, gładko i szybko. Brygada inkwizycyjna była dla niego niczym zabawa w boga dla zwykłych śmiertelników. W dniu kiedy bracia Wesley spłatali figla odpalając fajerwerki na korytarzach Hogwartu zaraz przy ścianie zakazów i nakazów powieszonych przez tą różową landrynkę, miał być jednym z ostatnich radosnych dni dla gryfonów.

Ślizgon od rana wpatrywał się w Harrego Pottera, nie starał się być przy tym nawet dyskretny wierząc, że właśnie znalazł coś na niego i tym razem jego wróg już mu się nie wywinie spod jarzma "sprawiedliwości".

Snape siedzący w głównej sali zniesmaczony obserwował rysujący się przed nim obrazek. Ten widok, mógł spowodować jedynie kłopoty dla nich wszystkich. Głupota jego najwybitniejszego ucznia powodowała w nim głęboki niesmak. Zamieszał czarną jak smoła małą kawę bez chociażby grama cukru i sączył ją swymi cienkimi jak linia ustami chowając za porcelaną wygięty grymas rozczarowania pomieszanego ze zmartwieniem. Nikogo ta mina by jednak nie zdziwiła. Do tej pory raczej nikt nie widział Severusa Snape z uśmiechem.

Harry ulotnił się z wielkiej sali w chwilę po podwieczorku, albo nawet jeszcze podczas. Dracon podążał za nim ukrywając się w mroku filarów. Zdziwił się jednak kiedy Potter wszedł do biblioteki zatrzymując się niedaleko działu ksiąg zakazanych. Kiedy zniknął mu za regałem zakradł się jeszcze bliżej starając dojrzeć co obiekt jego mrocznego zainteresowania, właściwie tam robi. Zanim jednak zobaczył cokolwiek wielkie, ciężkie tomisko zderzyło się z jego facjatą. Upuścił różdżkę zaskoczony tym nagłym atakiem. Jego ciało posadziło z hukiem jego wielmożny tyłek na podłodze. Głowa jeszcze chwilę kręciła mu się w umyśle dookoła orbity.

- Czego mnie śledzisz tleniona fretko? - Słowa złotego chłopca, nie brzmiały zbyt przyjaźnie. Sama pozycja obronna bruneta wskazywała, że jest przygotowany na kontratak ze strony ślizgona.

Zasadniczo Harry dokładnie wiedział, że blondyn go śledzi i wymyślił plan jak dać mu nauczkę. Ponadto ciężko było nie zauważyć jakie członek Slytherinu ma zamiary na dzisiejszy wieczór po tym jak od pojawienia się na śniadaniu wpatrywał się w niego jakby zamierzał rzucić urok od czasu do czasu ukazując szereg zębów i przebiegły uśmieszek. Harry miał dość brygady inkwizycyjnej bardziej niż ktokolwiek inny, właśnie dzięki nim Dumbledor musiał zrezygnować z pozycji dyrektora w Hogwarcie. Po części brązowowłosy czuł się winny, jakoby to on zesłał taki los na dyrektora organizując spotkania gwardii. Wyrzuty sumienia pogarszały jego samopoczucie motywując do działania.

- Wiem, że spiskujesz Potter, dowiodę tego i wylecisz razem ze swoją szlamowatą przyjaciółką i tym nędzarzem Wesley'em. - Wypluł cedząc słowa.

- Jedyne czego dowiedziesz to tego, że jesteś idiotą. - Uśmiech wypłynął mu na usta, a zielone oczy błyszczały oświetlane przez magiczne płomienie z pochodni.

- Daj mi znać jak spotkasz Dumbledora na zewnątrz w jakiejś spelunie. Pewnie staruch topi smutki w dyniowym piwie swej niekompetencji. - I te oto słowa dotknęły gryfona bo podszedł do Dracona zamaszyście gdy ten wstał próbując sięgnąć po różdżkę. Przybił go do ściany i spoliczkował.  Draco otworzył szerzej oczy upokorzony. Zacisnął usta w cienką kreskę, zmarszczył nienawistnie brwi i ściskając dłoń w pięść, uderzył Pottera w szczękę.
Oszołomiony odskoczył i złapał się za brodę. Szczypiąca gorąc rozlała się po kąciku wargi skapując na podłogę. Po dotknięciu bolącego miejsca, rozcięta warga zaszczypała go, a krew z rany pozostawiła lepki ślad na dłoni.

- Zabolało Potter?

- Nie. Za to boli mnie patrzenie na twój podły, szkaradny ryj.

Przekomarzali się tak jeszcze ze sobą w bibliotece, do czasu gdy Dracon nie trzasnął głową Pottera o regał. Odskoczył od niego, kiedy na jego dłonie trysnęła krew przeciwnika. Patrzył jakby przestraszony nie widząc jak pozbyć się szkarłatu. W momencie kiedy odnalazł wzrokiem leżącą na podłodze różdżkę, którą uprzednio upuścił Potter zablokował jego ruch mierząc w niego. Stopą kopnął drewniany przedmiot, nie spuszczając wzroku z zielonych tęczówek. 

- Jesteś tak naprawdę zgniły w środku, że nie potrafisz być lepszym od swojego ojca?

- Co ty wiesz Potter o moim ojcu i o mnie? - Uśmiechnął się odzyskując zjadliwą pewność siebie po tym jak krew z jego dłoni schował w zaciśniętych pięściach. - Ty nawet nie wiesz czym jest rodzina. Twoi plugawi rodzice byli za słabi, a mugolaki mają cię za nic. Nikt cię nie chce. Nie pouczaj mnie moralnie. - Brunet pozostał niewzruszony docinkami, które słyszał od niego od pierwszego roku nauki w Hogwarcie. Tak długo jak przewodził gwardii Dumbledora i czuł się potrzebny, jego siła nie zagaśnie.

- A kto jest twoją rodziną? Ojciec, dla którego nigdy nie będziesz wystarczająco dobry? Może i nie mam nikogo z rodziny, ale nigdy nie jestem sam Malfoy. Nie muszę nikomu zaimponować, nie muszę być kimś kim nie jestem żebym mógł wieczorem zasnąć.

- Zamknij się.

- Przestań być taki głupi, wszyscy w Hogwarcie cię nienawidzą.

- Nie zależy mi na ich sympatii. Jestem częścią brygady inkwizycyjnej. - Rzekł dumnie, unosząc brwi w geście zadowolenia i wygranej potyczki słownej. Jako potwierdzenie na jego szacie zalśniła w blasku ognia odznaka w kształcie litery "I". Srebrny emblemat wyglądał w rzeczy samej imponująco. Jednakże tylko nieliczni chcieli ją nosić. Ci którzy gotowi byli sprzedać przyjaciół za odrobinę przekonań i zakłamanej ideologii.

- Nigdy go nie zadowolisz, ani ojca ani Voldemorta. Znajdź sobie lepszy powód do życia Draco. - W pomieszczeniu pojawiło się jakoby współczucie? Blondyn nie mógł się nad tym zastanowić, bo Harry wypowiedział zaklęcie, po którym Dracon został całkowicie nagi stojąc po środku pustej biblioteki.

- Wybacz Malfoy, ale nie mogę pozwolić sobie na to żebyś mi dzisiaj przeszkadzał. - Puścił do niego oczko lustrując jego ciało, które chłopak starał się zasłonić rękami. - A to podrzucę ci gdzieś przy wejściu do lochów. - Wskazał podnosząc jego różdżkę. - Miłego wieczora. - Uśmiechając się zniknął za masywnymi drzwiami pomieszczenia pozostawiając za sobą całego czerwonego blondyna.

Purpura na jego twarzy mogła oznaczać zawstydzenie, albo wściekłość. Pomijając przyczyny, jasna skóra kontrastowała z czerwienią sprawiając, że chłopak wyglądał bardzo uroczo i ponętnie. Szata, którą Harry zabrał nie była oczywiście problemem, w dormitorium w szafie wisiała druga. Prawdziwą zmorą był powrót do komnat Slytherinu w lochach. Ani Crab ani Goyle raczej nie przychodzą do biblioteki. Prędzej spotka Granger, niż któregoś z nich.

Wystawienie swojego nagiego ciała na ekspozycje w Hogwarcie dla blondyna było niczym śmierć społeczna. Gdy on zastanawiał się jak wydostać się z biblioteki i nie nadszarpnąć swojej opinii Potter biegł trzymając jego szaty i różdżkę w dłoniach zawinięte w pelerynę niewidkę. Nie zastanawiał się jak głupio i irracjonalnie może wyglądać niosąc "nic", bardziej zależało mu na tym aby nikt nie wiedział czym jest owe "nic".

- Harry czy ty masz szaty Slytherinu? - Dopytywał Ron patrząc na przyjaciela podejrzliwie.

- Aaa.. to. Nie pytaj to część planu. - Uśmiech wykwitł mu na ustach na samą myśl o sytuacji dzięki której wszedł w posiadanie szaty Draco.

- Dlaczego nikt nas nie próbował nakryć tym razem. Znalezienie pokoju życzeń było zbyt łatwe, coś mi tu śmierdzi. - Gdybała brązowowłosa.

- Wszystko w porządku Hermiona, zająłem się brygadą inkwizycji.

- Właśnie z tego powodu masz rozwaloną wargę i głowę? Zabiłeś kogoś z brygady inkwizycyjnej? - Samo pytanie wywołało na jego twarzy uśmiech. Przez chwilę nawet dało się słyszeć krótki chichot.

- Nie, jasne że nie. A to to nic, wpadłem na starego znajomego. - Wyszczerzył się do dziewczyny poklepując ją po ramieniu uspokajająco. - Kiedy to się skończy, wszyscy będziemy się z tego śmiać.

Kiedy Harry zmierzał właśnie pod peleryną niewidką aby podrzucić rzeczy Malfoy'a do lochów usłyszał rozmowę prefekta ze Snape'm.

- Panicz Malfoy w dalszym ciągu nie wrócił do dormitorium. Nie chciałem pana profesora osobiście tym kłopotać, ale wydawało mi się.. - Nie zdążył dokończyć bo Snape mu przerwał wchodząc w słowo.

- W istocie pan Malfoy jeszcze dla mnie nad czymś pracuje.

W głowie Harry'ego pojawiła się myśl z szybkością błyskawicy.

- Wingardium Leviosa. - Wyszeptał a szaty powoli zaczęły szybować w powietrzu. Sam twórca pozostawał jednak w ukryciu. Draco podniósł wzrok ukryty do tej pory w ramionach. Zamglone oczy spoglądały w dal.

- Wiem, że tu jesteś. Napatrzyłeś się już? - Harry nie zamierzał mu jednak odpowiadać. Kiedy tylko zobaczył na twarzy blondyna łzy upokorzenia, które przypuszczalnie ronił do tej pory przez parę godzin. Nie było mu do śmiechu, ani do złośliwości. Czy tak wygląda człowiek, który ma zostać przyszłym bezwzględnym śmierciorzercą? Jego myśli zostały skierowane w zupełnie innym kierunku, kiedy nagle z cienia wyłoniła się postać.

- Nie sądziłem, że mnie zauważyłeś. Nie bardzo rozumiem co robisz w bibliotece o tak późnej porze nago. - Uniósł brew wymownie, ręką wskazując na jego ciało. Draco wyprostował się wyglądając dużo pewniej niż przed chwilą.

- Zabini, radzę ci pilnować swojej szaty. - W odpowiedzi otrzymał uśmieszek.

- Mam dla ciebie lepszą propozycję, odnośnie moich szat - Czarnoskóry, przystojny chłopak zbliżył się do Malfoya jeszcze bliżej, przez co Malfoy cofa się o krok spotykając plecami zimno szkolnego muru. Czekoladowa skóra dłoni Blaise'a dotknęła różowiutkiego sutka blondyna, jednocześnie drugą chwytając jego przyrodzenie. Malfoy jęknął mimowolnie. Zrzucił z siebie pelerynę i wpił w usta przyjaciela.

- Tego chcesz? - Wysapał rozłączając ich usta po niezwykle namiętnym i pełnym pasji pocałunku. 

- Tak, pragnę cię Draco. Przez twoje wspaniałe ciało, fiut właśnie rozsadza mi spodnie. Chcesz pozbyć się mojej szaty? - Uwodzicielski uśmieszek wykwitł na jego pełnych warach. Blondyn bez wahania dopadł paska w jego spodniach, całując go ni mniej entuzjastycznie. 

Harry, nie uciekł z biblioteki od razu. Stał jeszcze długą chwilę zapisując w pamięci intymny moment tych dwóch. Pierwszy raz doświadczył tak erotycznej sytuacji w swoim życiu.


***

Rozdział się podobał? A może masz jakieś dygrysje? Skomentuj, chętnie odpiszę. 


2 komentarze:

  1. Hejka,
    trafiłam tutaj właśnie przed chwileczką... jestem dopiero po rozdziale pierwszym "zwa mnie księciem slytheriniu" i bardzo mi się podoba mam nadzieję, że nie będzie długich przerw... a ja na pewno to mogę Ci obiecać, że pod każdym tekstem coś skrobnę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, super no naprawdę, ale czy to Harry wypił eliksir wielosokowy i jest Zabinim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoją opinię.