Blog z opowiadaniami o boys love, lub jak niektórzy inaczej nazywają o tematyce yaoi czyli miłości pomiędzy dwoma mężczyznami. Jeżeli nie lubisz tego typu rzeczy po prostu wyjdź. Resztę zapraszam do czytania rozdziałów. Lżejszą formą yaoi jest shounen-ai. Damessa

Statystyka

niedziela, 9 października 2011

Prolog - "Dove stai andando?"

"Dove stai andando?"
                 Na imię mi Joshua, mam dwadzieścia dziewięć lat i za tydzień mam urodziny. Nie planowałem żadnej wycieczki, ani tym bardziej poszukiwania korzeni. Tak samo wyszło. Do zeszłego piątku tamtego roku wszystko było po staremu. Mieszkałem w niewielkim domku na obrzeżach miasta aniołów. Los angeles leżący w pięknej Kaliforni. Amerykanin jak się patrzy. Średniej jakości uczeń i świetny fotograf. Jak chyba każdy facet uwielbiałem football. Chodziłem z kumplami na każdy mecz. Byłem lubiany w szkole i na rejonie. Nosiłem średniej długości brązowe włosy co było raczej chwytem na dziewczyny niż moim wymysłem. Jak każdy nastolatek uwielbiałem zasuwać na deskorolce, z tą jednak różnicą że robiłem to naprawdę świetnie. Nigdy jednak nie myślałem żeby zrobić ze swoich umiejętności i zainteresować czegoś poważnego. Przecież miałem zaledwie szesnaście lat. Wtedy myśli się jedynie o zabawie i wypadach z kumplami. No nie ? Próbuje nowych specyfików, alkoholu, narkotyków no i  dziewczyn. Jednak nigdy nie szukałem stałego związku. Przecież była to jedynie zabawa.. Tamtego dnia wszystko przewróciło się do góry nogami. Był to słoneczny kwietniowy dzień, kiedy niczego się nie spodziewając jak co piątek szliśmy na mecz footballu. My znaczy ja, Jason mój najlepszy kumpel, Kevin, Britney jego dziewczyna, no i Totem zwyczajnie nazywany Michael. Byliśmy szczególnie zgraną paczką.
Znaliśmy się praktycznie od dziecka, no może bez Brit. Ona wstąpiła w nasze szeregi dużo później, właściwie to zadawała się z nami tylko przez Kevina. W sumie nawet jej nie lubiłem. Co jednak okazało się słuszne marna z niej była dziewczyna, skoro chciała zdradzić swojego chłopaka z jego przyjacielem. Macie racje byłem nim ja. Sprawiła, że pogardzałem nią jeszcze bardziej.
                   W drodze planowaliśmy moje urodziny co prawda nie okrągła 18, ale siedemnaście - też nieźle. Jak zawsze urządzeniem imprezy zajmowaliśmy się wszyscy. Każdy zrobił kawałek i powstawało coś.
Tego dnia wolałbym nie odbierać telefonu. Od dziecka wychowywała mnie babcia, rodziców w sumie praktycznie nie znałem. Nigdy nie czułem się z tego powodu zły czy smutny. Rodzicielka mojej matki była dla mnie jak moja własna. Babcia mawiała czasem, że ojca mi nie zastąpi, a ja na to odpowiadałem, że dobrze że go nie znam bo to pewnie jakiś palant i skończony sukinsyn. Zawsze wtedy uśmiechała się do mnie w ten sposób, którego nie rozumiałem i zwracała się do mnie matczynym, aczkolwiek stanowczym głosem, że takie gadanie to bluźnierstwo i że jak zrobię to jeszcze raz to nie dostanę placka z wiśniami. Wierzcie mi albo nie ale Tara to mistrzyni gotowania i pieczenia!

Tego dnia zaczynającego weekend wszystko miało być inne...
      Zaczynając od słów jakie usłyszałem w telefonie.. 




"Dove stai andando" - to po włosku  "Dokąd zmierzasz?"


* * *

To dopiero prolog, ale nie mogę się doczekać, aż  usłyszę co sądzicie. Pierwszy rozdział już zaczęłam pisać i możliwe, że już dzisiaj będzie gotowy! A tymczasem życzę miłego weekendu i zapraszam do czytania moich innych blogów.



Popularne rozdziały