Zapraszam do wciągnięcia się w Rzymską przygodę, pełną włoskich akcentów i kulturowych smaczków.
*
Siedziałem całe dwie godziny na tej wielkiej kanapie, ignorując to o czym Dolores rozmawiała z moimi nowymi opiekunami. Kiedy kobieta wstała, poczułem jak łzy zaczynają pojawiać się w moich oczodołach, niczym kołderka przykrywając moje źrenice. Ciecz rozmyła mi obraz, a serce przyśpieszyło. Jakby to, że wychodzi oznaczał dla mnie koniec mojego dawnego życia.
Zanim wyszła, spróbowała na pożegnanie jeszcze mnie uściskać. Nie słyszałem co chciała mi przekazać bo w uszach miałem słuchawki z włączonym spokojnym kawałkiem rapowym. Podniosłem dłoń, blokując jej drogę w moją stronę. Zamiast uścisku, ściągnęła mi kaptur i zmierzwiła czekoladowe włosy. Pewnie życzyła mi powodzenia, czy coś ale miałem to zupełnie w dupie. W tym momencie była głównym powodem dla którego tu jestem.
Dolores wyszła, a ja zostałem w tym dziwnym, obcym świecie zupełnie sam.
Wstałem, nie zwracając uwagi na pana Giuseppe, który położył dłoń na moim ramieniu, mówiąc coś do mnie. Zerwałem się jak dzikie zwierze i pobiegłem do pokoju który wcześniej mi wskazano. Zupełnie jak więzień, który dobrowolnie wraca do swojej celi. Nie chciałem ani rozmawiać z tym głupim małżeństwem, ani na nich patrzeć. Gdyby Dolores nie udało się nawiązać z nimi kontaktu, nigdy bym się tu nie znalazł. Gówno mnie obchodzi jak daleką rodziną są i czy w ogóle znali mojego ojca. Ja go nie znałem i mam tego całego zamieszania dość. Tylko idiota wyprowadził by się z centrum wszechświata jakim jest Ameryka do jakiejś wsi zwanej Europą.
Trzasnąłem drzwiami i błagałem w myślach, aby żadne z nich nie próbowało wchodzić. Pokój trzeba przyznać, przeszedł moje wyobrażenia.
Poranne światło rozświetlało piękną drewnianą, brązową podłogę. Promienie odbijały się w przezroczystych kulkach, które były zwisającymi z sufitu żyrandolami. Trochę przypominały kryształy, albo krople rosy o poranku skapujące z trawy. Klimatyzator wisiał na ścianie nad równie pięknym co podłoga biurkiem, zabudowanym na całą szerokość ściany kończąc się komodą. Wszystkie meble w tym łóżko, położone w centralnej części pokoju były bardzo piękne i wykonane na zamówienie przez stolarza. Sufit był podwieszany i miał wbudowane ciepłe oświetlenie halogenowe, które przez wiele następnych dni rozchmurzało moją ponurą minę.
Największe wrażenie robił taras, który miał wiele kwiatów w różnej wielkości donicach. Od całkiem małych po niesamowicie ciężkie i pękate. Nie znałem nazwy żadnego z nich, ale nie przeszkadzało to aby moja dłoń przejechała po czubkach różnokolorowych płatkach, liściach i łodygach. Wychyliłem się zza niską, metalową barierkę.
Miasto było tak stare, że wykręcało mi wnętrzności. Ulica powoli wypełniała się dziwnie ubranymi ludźmi. Przypatrywałem się ich zachowaniu i skuterom które pojawiały się z każdej strony. Po co komuś tak mało wydajny, niewygodny sposób transportu..
Nie mogłem uwierzyć na to jak wąskie są niektóre widoczne uliczki i jak wielu ludzi idzie piechotą. Horyzont pokrywały dziwne budynki, które nie były wieżowcami. Nie wiedziałem jak mam nazwać ten styl architektoniczny, ale rzeźbienia i te różne kolory sprawiały, że na mojej twarzy pojawiał się grymas. Nigdy nie widziałem tak brzydkiego miasta.
Opadłem na kafelki. Słońce jeszcze zbytnio tu nie docierało, to musiała być południowa strona. Za to jedno z trzech okien w pokoju musiało wychodzić na wschód bo to tam promienie światła były najintensywniejsze.
Delikatny wietrzyk mierzwił mi przyjemnie włosy, łaskocząc powieki i czoło kosmykami. Niebieski odcień czystego nieba otaczał moje oczy z każdej strony. Czułem się tak cudownie zrelaksowany, że przymknąłem na chwilę powieki. Nie zauważyłem kiedy zmęczenie obezwładniło ciało i zaciągnęło do krainy Orfeusza.
Kiedy otworzyłem oczy słońce było już po stronie tarasu. Zalało swoim złotym blaskiem każdy kącik i miejsca pomiędzy doniczkami. Poczułem, że moje policzki są mokre. Nie pamiętałem aby cokolwiek mi się śniło, ale czy to możliwe że rozpłakałem się przez sen?
Przeciągnąłem się, rozciągając zastane kości które bolały z braku ruchu i leżenia na twardej powierzchni. W jednej chwili poczułem jak burczy mi w brzuchu. Ostatnie co jadłem to na przesiadce w kanadzie poutine, które finalnie i tak zwymiotowałem w samolocie w łazience. Poczułem również potrzebę wypróżnienia. W pokoju niestety nie było żadnych dodatkowych drzwi prowadzących ani do szafy ani do łazienki. Czyżby w tej barbarzyńskiej Europie ludzie w mieszkaniach mieli tak mało miejsca, że łazienka i toaleta były pojedyncze w domu, a nie dla każdego pokoju?
Myśl, żeby wyjść na zewnątrz i szukać owego pomieszczenia była tak samo przyjemna jak myśl o wizycie u dentysty. Westchnąłem, przecierając dłońmi twarz i włosy. Nie mogłem już dłużej wytrzymać. Zrobiłem jeszcze parę runek z pokoju i na taras w poszukiwaniu innego wyjścia, ale jak było od razu wiadomo, inna opcja skazana była na porażkę.
Uchyliłem delikatnie drzwi, tak aby nie wydały z siebie żadnego dźwięku i wysunąłem stopę poza framugę. Korytarz był zupełnie pusty, a dom całkiem cichy.
Szedłem korytarzem niczym tygrys na polowaniu. Kroki były płynne, ale wolne tak dla pewności gdyby któraś z drewnianych desek na podłodze jednak chciała zaskrzeczeć i mnie wydać. Otworzyłem pierwsze drzwi po prawej stronie od pokoju z którego wyszedłem, które okazały się prowadzić dokładnie do pomieszczenia którego szukałem. Wszedłem cichutko zamykając za sobą drzwi i odetchnąłem. Podniosłem deskę klozetową. Rozpiąłem jeansy które miałem na sobie i spuszczając je wraz z bielizną usiadłem na toalecie. Kiedy miałem moment ulgi i przez chwilę zapomniałem o problemach dnia zacząłem się rozglądać po łazience.
Zaraz obok muszli klozetowej była kolejna, zwana bidetem. Jeszcze wtedy takie wynalazki były mi zupełnie nieznane i obiekt niezwykle mnie zafascynował.
- Po cholerę im dwa kible w jednej łazience, czy oni są na tyle zboczeni że załatwiają swoje potrzeby parami? Obrzydliwe.
Zaraz po tym do moich uszu dotarł dźwięk wody. O mało nie dostałem wtedy zawału. Po drugiej stronie łazienki w głębi zobaczyłem pusty prysznic i sporych rozmiarów wannę, z której wychodził chłopak z rana. Stał całkiem nagi, ociekając wodą. Moje oczy zatrzymały się na jego męskości. Wcale nie próbował się zasłaniać. Pewnym krokiem podszedł do pułki z ręcznikami i wytarł sobie twarz, nie przejmując się że niektóre części jego ciała zostały wystawione na pokaz. Mimowolnie przetaksowałem go spojrzeniem zauważając, że na pewno musi chodzić na siłownie bo ciało miał zbudowane jak atleta.
Wrzasnąłem zasłaniając się jak idiota. O mało co nie spadłem z toalety kiedy próbowałem w panice założyć spodnie. A on jak gdyby nigdy nic założył sobie ręcznik na biodra i wyszedł z nonszalancką miną zaszczycając mnie tylko jednym przelotnym spojrzeniem.
- Ma lo sai che è un bidet, genio? - Ale wiesz, że to jest bidet geniuszu?* tłumaczenie dla was.
Usłyszałem jego głos kiedy odwrócił się zanim zniknął za drzwiami, uprzednio przekręcając zamek.
Serce waliło mi jak szalone. Uniosłem dłonie do góry które dygotały, tak jak reszta mojego ciała. Chwyciłem w dłonie papier, czując falę wściekłości. Owe uczucie ciężko było określić, bo wynikało z wielu faktów. Dopiero teraz mogłem rzucić okiem po pomieszczeniu.
Łazienka była jedynym małym pomieszczeniu w tym apartamencie. Wysokie okno wpuszczało jednak dużo światła. Była tu sporych rozmiarów wanna, oraz osobny prysznic. Pomieszczenie było tak ustawione, że wanna nie była widoczna na pierwszy rzut oka, bo przed nią była ścianka i prysznic. Nie wiedziałem jeszcze wtedy po co robić i wannę i prysznic skoro jednocześnie może myć się tylko jedna osoba. Po prostu zobaczyłem prysznic i nie spodziewałem się już wanny. Umywalki były dwie, jedna przy drugiej, w zasadzie wykute z jednego kawałka marmuru w kolorze piaskowym. Po drugiej stronie była szafka z ręcznikami.
Załatwiłem to co musiałem i wyszedłem, widząc w lustrze, że moja twarz nadal pokryta była czerwonym kolorem. To była najbardziej żenująca sytuacja w moim życiu, a raczej nie, ale dotychczas tak właśnie mi się wydawało.
Schowałem się w pokoju, rzucając się na łóżko. Schowałem twarz w poduszki, nie mogąc uwierzyć w to co się stało.
- To jego wina, mógł przecież zamknąć drzwi. A może specjalnie zostawił je otwarte, przecież włosi to zboczone zwyrole. Tylko czemu akurat ja..
Zawyłem z frustracji i przekręciłem się na plecy dysząc.
- Jak ja mam teraz wyjść z pokoju i udawać, że wcale nie widziałem go nago. Pieprzyć to ten makaroniarz i tak zapewne gada tylko po włosku. Jeden chuj czy nagada na mnie swoim rodzicom i tak ich nie rozumiem.
Moje rozmyślenia zostały przerwane przez pukanie do drzwi. Wstrzymałem oddech, bojąc się że za drzwiami stoi włoska krucjata w postaci tego dupka, albo co gorsza całej trójki. I przez chwilę na prawdę rozważałem ucieczkę, alko skok przez taras z piątego piętra. Zerwałem się z łóżka i w panice wyskoczyłem na taras. Jak w transie, rozpaczliwie szukałem jakiejś pomocy. Aż w końcu przylgnąłem do ściany tarasu i błagałem w myślach aby nie było mnie widać.
Usłyszałem pukanie jeszcze kilka razy aż w końcu drzwi się otworzyły, a ja zacisnąłem powieki.
- Tesoro, hai un po’ di fame? Ho fatto da mangiare.
Po chwili jednak damski głos się zreflektował i powtórzyła już po angielsku z silnym włoskim akcentem:
- Skarbeńku, jesteś może trochę głodny? Zrobiłam coś do jedzenia. Zejdziesz do salonu?
Więc nie chodziło o przypał z łazienki. Odetchnąłem i dopiero teraz otworzyłem oczy. Wychyliłem się zza winkla i kiwnąłem twierdząco głową. Kobieta chyba była trochę zaskoczona, że jestem w pokoju, ale już za chwilę uśmiechnęła się do mnie bardzo promiennie i szeroko zapraszając mnie gestem ręki żebym za nią poszedł. Chwyciłem z łóżka jeszcze słuchawki i discmana.
Blondynka prowadziła mnie trzymając na moich plecach swoją ciepłą dłoń. Czułem maksimum dyskomfortu, ale nie mogłem uciec skoro już pokiwałem głową że zjem. Ponadto mój brzuch grzmiał jak wyjątkowo głośna burza.
_
Udało mi się wygenerować w midjourney pokój Joshuy, dokładnie tak jak sobie go wyobrażałam w głowie.
Także bonusik dla Was drodzy czytelnicy 😏 Zapraszam również do zostawienia komentarza, swojego zdania na temat postaci, opowiadania, albo swoich życzeń co do następnego rozdziału na blogu.
Wasza D.